Głos Ziemi Urzędowskiej 2010 |
Dorota i Mariusz Hetman Urzędów i sanktuarium św. Otylii zajmują znaczące miejsce w naszych wspomnieniach. Nie tylko ze względu na to, iż leżą na szlaku Lubelskiej Pieszej Pielgrzymki, ale także, a właściwie zwłaszcza dlatego, że jest to miejsce, w którym rozpoczęło się nasze wspólne małżeńskie życie sakramentalne. Nasze oraz kilku innych zaprzyjaźnionych par. Poznaliśmy się wszyscy i zaprzyjaźnili, mając po kilkanaście lat. Uczęszczaliśmy wtedy wszyscy na spotkania Wspólnoty Ruchu Światło–Życie, który związał nas z parafią oo. Kapucynów w Lublinie, z tzw. Poczekajką. Wspólnie jeździliśmy na letnie „oazy” i razem zaczęliśmy „chodzić na pielgrzymki”, z kapucyńską Grupą nr 3. Tam nawiązały się trwałe i długoletnie przyjaźnie oraz miłości, które w późniejszym czasie zaowocowały związkami małżeńskimi. Obecnie, pomimo że nie spotykamy się często, to kiedy wyrusza lubelska pielgrzymka znów czujemy naszą przynależność do tej wspólnoty. O ile to możliwe, staramy się uczestniczyć we mszy św. przed katedrą. Jeśli nie uda nam się to, spotykamy się „u św. Otylii”. Przyjeżdżamy tam na naszą wspólną, ale też każdej pary oddzielną, rocznicę ślubu. Sakrament małżeństwa zawarty w tym magicznym i pięknym miejscu, jakim jest to sanktuarium, zostawia swój ślad w sercu na całe życie. Nie jest to na pewno zwyczajne miejsce na taką uroczystość, a jego wyjątkowość ubogacona śpiewem tysięcy pielgrzymów i niespotykaną atmosferą pozwala poczuć obecność Boga tuż obok nas, ale także zobowiązuje... Prekursorami „pielgrzymkowych ślubów” w naszej grupie byli Kinga i Mirek. W 1995 roku zawarli sakrament małżeństwa i dochowali się dwóch córeczek. Dwa lata później przysięgę złożyły aż dwie pary: Iwona i Jerzy (mają trójkę dzieci) oraz my, czyli Dorota i Mariusz. Mamy dziesięcioletnią córkę Weronikę. W następnym roku sakramentalne „tak” powiedzieli Anna i Mariusz; choć najmłodsi stażem małżeńskim, „wyprzedzili” nas wszystkich i mają czwórkę dzieci. Oprócz ślubów naszego i naszych znajomych miało tam miejsce jeszcze kilka innych. I tak rokrocznie gromadzimy się przy polowym ołtarzu, w zaciszu lasu na wspólnej modlitwie. Po ślubie wiele razy próbowaliśmy pójść ponownie na jasnogórski szlak – ale bez rezultatu, ponieważ zawsze coś stawało nam na przeszkodzie. Dopiero w ubiegłym roku nasza córka, która kilka miesięcy wcześniej przyjęła Pierwszą Komunię Św. zmobilizowała nas do tego. Zdecydowaliśmy się wziąć udział w XXX Jubileuszowej Pieszej Pielgrzymce na Jasną Górę, niosąc intencje dziękczynne za dar I Komunii oraz za przeżyte razem lata i wiele, wiele innych własnych i powierzonych. Dzień pielgrzyma zaczyna się wczesnym rankiem, czasem jeszcze przed wschodem słońca. Szybkie mycie, śniadanie w biegu, ponieważ trzeba jeszcze spakować się i złożyć namiot („Trójka” jest grupą namiotową). Zaraz po wymarszu rozpoczyna się modlitwa poranna, następnie śpiewa się Godzinki. Centralną częścią każdego dnia jest msza św., na której gromadzą się wszyscy pielgrzymi. W trakcie dnia odmawiany jest różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego oraz emitowana jest konferencja, przygotowywana na każdy dzień pielgrzymki. W grupie pojawiają się goście opowiadający o swoim życiu, np. na misjach, o problemach, jakie ich dotykają na co dzień. Z każdym kilometrem wzrasta zmęczenie, ale śpiew i modlitwa nie ustają. Po ciężkim dniu dochodzi się na nocleg. Ale i teraz nie można odpocząć. Trzeba przynieść bagaże, rozbić namioty, umyć się. Dopiero potem jest kolacja, a kto ma jeszcze siły może uczestniczyć w pogodnym wieczorze lub ognisku. Dzień kończy się Apelem Jasnogórskim, po którym następuje cisza nocna i czas spoczynku. Niektórym może się wydawać, że w trakcie pielgrzymki nic się nie dzieje tylko idzie się, i idzie, i idzie... Nic bardziej mylnego. Podczas takiej wędrówki można podziwiać piękno przyrody – nie zawsze idzie się asfaltową jezdnią. Czasem trzeba dosłownie przedzierać się przez wąskie leśne dróżki, czy też brnąć po piaszczystych traktach wijących się wśród pól. Najważniejszy jednak jest chyba bezpośredni, w zasadzie nieograniczony kontakt z drugim człowiekiem. Jest czas na wspólną modlitwę, poważne rozmowy, a czasem też i na zabawę. I tak dowiaduje się człowiek, jak inni ludzie np. siostry zakonne odkrywały swoje powołania, jak uczyły się iść za głosem Boga. Nikt się nie spieszy, nie musi zadzwonić, wysłać maila, obejrzeć wiadomości. Po prostu ma się czas. Pomimo tego, że było niejednokrotnie bardzo ciężko, padał przez cały dzień deszcz lub był straszny upał, to nikt z nas nie żałuje tych trudów. Z pomocą ludzi, którzy w czasie drogi częstują obiadem, szklanką wody, ciastem, owocami i czym tylko mogą oraz udzielają swoich domów na noclegi, pielgrzymuje się o wiele łatwiej. Taka pielgrzymka to wspaniałe przeżycie braterskie i duchowe, kiedy każdy dzień ofiarowuje się Bogu i ludziom.
fot. Spotkanie w sanktuarium św. Otylii
|