Głos Ziemi Urzędowskiej 2010



Ewa Surdacka

Moje wspomnienie z Karmelu

W wakacje 2009 roku w końcu zrealizowałam jedno ze swoich marzeń. Od dawna bardzo chciałam odwiedzić siostrę Renatę, posłuchać jak przebiega jej życie, jakie refleksje rodzą się po wielu latach spędzonych za murami klasztoru, co chce powiedzieć mnie a za moim pośrednictwem innym ludziom, jak wyglądają pomieszczenia, w których siostry przyjmują gości, chciałam też uczestniczyć w ich modlitwie. Zanim podzielę się moimi refleksjami, wspomnę jeszcze początki mojej znajomości z Renatką. Pierwszego spotkania nie pamiętam, ale było to około 28 lat temu, kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Urzędowa. Renatka wtedy była licealistką. Zwrócili natomiast moją uwagę jej rodzice. Wydawali mi się ludźmi innymi niż pozostali mieszkańcy. Określiłabym ich – cisi, wrażliwi, głęboko przeżywający swoje życie, posiadający dar wiary. Bardzo lubiłam z nimi rozmawiać, bo każda rozmowa nie była banalna, nie była ocenianiem innych ludzi. Z każdej z nich coś wynosiłam, ja – młoda osoba – zawsze czegoś się uczyłam. Renatkę lepiej już pamiętam kiedy była studentką. Odwiedzała nas w naszym niewielkim mieszkanku w hotelu asystenta na Poczekajce w Lublinie. Zawsze uśmiechnięta i uczynna, chociaż, jak dziś myślę, brakowało mi wtedy poważniejszych rozmów, ale chyba nie było odpowiedniej atmosfery, bo zawsze otoczona byłam gromadką dzieci, z których każde czegoś chciało. W każdym bądź razie czułam, że jest to dziewczyna, która posiada wiele przemyśleń na różne tematy ale nie chce nimi absorbować innych, szczególnie tych nie zainteresowanych. Nie przeżywałam również w ten sposób, jak wielu jej przyjaciół, wstąpienia do klasztoru, gdyż z wyżej wymienionych przyczyn nie mogłam tam jechać. Wiem, że były autokary z ludźmi, którzy chcieli jej towarzyszyć w tej fizycznej drodze do klasztoru. Czytałam z wielkim zainteresowaniem wspomnienia kapłana, ks. Bacy, który jak prawdziwy duszpasterz autentycznie przeżywał i cieszył się z tego powołania, z tej drogi, którą wybrała nie tylko jego parafianka ale uczennica, córka serdecznych przyjaciół.

Od tamtej pory minęło wiele lat, nigdy nie rozmawiałam z Renatą, ale miałam świadomość, że tam w Kielcach w Karmelu jest Ktoś, kto pamięta o mnie i mojej rodzinie, modli się za nas, swoje życie oddaje za tych, którzy uwikłani codziennymi problemami nie potrafią udźwignąć tego ciężaru. Od czasu do czasu dostawałam kartkę lub list, który był namiastką jej obecności, a mnie dawał dużo nowej siły do zwalczania trudności i oczywiście dużo radości. Często pytałam rodziców Renaty lub jej brata co słychać u niej, ale zawsze myślałam, że chciałabym ją osobiście usłyszeć i zobaczyć. Pracując w charakterze katechetki, rozmawiałam często z młodzieżą na tematy wiary, powołania. Spotykałam się z wielkim niezrozumieniem powołania zakonnego, szczególnie o tak zaostrzonej klauzurze. Starałam się przedstawiać zawsze mój punkt widzenia. Ja wierzę w tę największą Miłość, w Tego który Jest, który obdarzył mnie życiem i nie opuścił nigdy, chociaż fizycznie nigdy Go nie widziałam, doświadczam Jego obecności, a zatem jeżeli Ktoś taki najwspanialszy Jest, Największe Dobro, Mądrość, Sprawiedliwość, to przepięknym wyborem będzie poślubić Jego. Oczywiście nie jest to wybór dla wszystkich, tylko dla wybranych. Ktoś powie: a co z ludźmi, przecież życie czy miłość to dar z siebie dla innych. Otóż chociaż ten kontakt fizyczny między siostrami a ludźmi jest utrudniony, to ja wiem, że one swoje życie poświęcają dla innych. Jan Paweł II wiele razy mówił o zbawiennej roli zakonów kontemplacyjnych. Jest we Francji kapłan – „ksiądz od bandziorów” – Gay Gilbert, który bardzo dużo dobrego robi. On w każdym miesiącu parę dni spędza w zamkniętym zakonie, aby móc w ciszy i modlitwie być sam na sam z Panem, aby potem owocnie móc służyć ludziom. Takich przykładów można podać dużo więcej. A zatem modlitwa może być dużo większą pomocą niż pieniądze czy inne wartości materialne.

Wracając do samej wizyty w Karmelu, to pamiętam piękny letni dzień, kiedy wraz z chrzestną córką Renaty Justyną Gajewską i jej mamą Grażyną oraz moim mężem wyjechaliśmy rankiem, aby dotrzeć na to oczekiwane spotkanie. Niezapomniane są wrażenia po przekroczeniu progu furty klasztornej. W środku miasta enklawa, miejsce ciszy, spokoju, modlitwy. Zdanie wyryte na kamiennej tablicy przed wejściem do klasztoru: „Mniszki, które poświęciły swoje życie Bogu, dziękują za uszanowanie samotności, gdzie w ciszy modlą się i ofiarują za nas”. Przed budynkami figura Matki Bożej. Już tutaj można chwilę zatrzymać się, pomodlić, posiedzieć w zaciszu i cieniu, bo słońce przebijające się przez ogrodzenie i rosnące drzewa nie grzeje tak jak na zewnątrz. Widać kolejny mur z furtką oddzielający budynki zamieszkane przez siostry od budynku, w którym jest kaplica dostępna dla ludu Bożego i rozmównice. Dzwonimy i za chwilę w odpowiednim miejscu jest klucz, którym możemy otworzyć drzwi tej części klasztoru, gdzie spędzimy kolejnych parę godzin. Wchodzimy i korytarzykiem kierujemy się do średniej wielkości pomieszczenia, w którym znajduje się stół i krzesła, okno. Jedna ze ścian jest z bardzo dużym otworem z podwójną kratą, łączy ten pokój z pomieszczeniem obok.

Tam właśnie za chwilę zobaczyłam siostrę Renatkę. Nie ukrywam, że spodziewałam się rozmodlonej starszej siostry, zobaczyłam uśmiechniętą, otwartą na kontakty z ludźmi, sympatyczną młodą osobę. Rozmowa rozpoczęła się natychmiast, jakbyśmy się nie widziały parę dni a nie 20 lat. Miałyśmy sobie bardzo dużo do powiedzenia. Zapytałam czy jest szczęśliwa? Oczywiście Renata odpowiedziała twierdząco, ale nie liczyły się tylko słowa. Jej radość, jej spełnienie widać było w każdym jej uśmiechu i geście. W pewnym momencie dzwony wybiły godzinę dwunastą. Zaproponowałam: „Może zmówimy Anioł Pański?”, na co siostra Renata zaprosiła nas do kaplicy, gdzie po jednej stronie za kratami modliły się siostry, a my mogliśmy uczestniczyć w modlitwie po drugiej stronie krat. Kaplica wydawała mi się skromna ale piękna. Oczywiście w centrum – tabernakulum. Z prawej strony figura Chrystusa i widniejący napis „Mówiący ciszą”. Słyszałam piękny głos śpiewających psalmy sióstr i myślałam, jak wiele można przekazać innym modlitwą i ciszą. Przypomniałam sobie ostatnie dni na ziemi naszego wielkiego papieża Jana Pawła II i komentarze, w których podkreślano, że najwięcej nam powiedział gdy już nie mógł mówić. To wielka prawda, że cisza jest złotem, że tylko w ciszy można usłyszeć głos samego Boga. W dzisiejszym świecie, gdzie jest tyle gwaru, rozmów, dyskusji, głośnej muzyki, można zagubić się, nie odnaleźć tego co najważniejsze. Tam czułam się dobrze, myślałam, że rzeczywiście nie te siostry są za kratami uwięzione – one są wolne, to my jesteśmy więźniami układów, systemów, pogoni za pieniądzem, za władzą, sławą. Po krótkiej indywidualnej modlitwie wróciliśmy do Renatki. A tam co za niespodzianka – pyszny gorący obiad. Muszę przyznać, że wyjechaliśmy z Urzędowa bez śniadania i byliśmy bardzo głodni. Okazało się, że obok krat w ścianie wbudowane jest obracające się koło, rodzaj szafki, w której znaleźliśmy wazę z zupą. Siostry nie jedzą mięsa, więc i nasze jedzenie było postne, ale miałam wrażenie, że dawno nie jadłam takich pyszności. W trakcie naszego obiadu siostra Renata również posilała się, ale oczywiście nie z nami tylko ze swoją wspólnotą zakonną. Po sytym obiedzie, przy herbacie i cieście, które upiekły siostry, był czas na dalszą rozmowę. Już dzisiaj nie potrafię odtworzyć wszystkiego o czym rozmawialiśmy ale siostry, chociaż żyją w pewnej izolacji od świata, żywo interesują się naszymi problemami, są otwarte na relacje z ludźmi i na pomoc każdemu człowiekowi. Kto chciałby odpocząć od świata, głębiej zanurzyć się w modlitwę czy po prostu pobyć w ciszy, zawsze może parę dni mieszkać w części zewnętrznej klasztoru. Po wcześniejszym uzgodnieniu z siostrami jest taka możliwość.

Pytałam o harmonogram dnia, jak żyją na co dzień siostry? Byłam zdziwiona, że ich dzień jest tak wypełniony. Wstają bardzo wcześnie rano, potem modlitwy poranne, modlitwa indywidualna oraz we wspólnocie, codzienna Eucharystia, która jest źródłem i szczytem życia Kościoła. Adoracja, uwielbienie, dziękczynienie, pokorna prośba – w ten sposób oddają chwałę Najwyższemu Bogu. Każdego dnia siostry poświęcają czas na zgłębianie Słowa Bożego. Duchowy pokarm czerpią też z dzieł Ojców Kościoła, z dokumentów Magisterium Kościoła oraz pism świętych Karmelu, zwłaszcza św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża. Na moje czasem naiwne pytania, czy nie mają dość, czy nie są zmęczone, znużone ciągłą modlitwą, słyszałam i widziałam przed sobą osobę, która nie spełnia tego wszystkiego bo taka jest reguła, pewnego rodzaju wymóg, bo się przyzwyczaiła. Widziałam bezgraniczną Miłość, oddanie Temu, który Jest. Jeżeli kochasz nie robisz niczego na siłę, chcesz być blisko Osoby, którą ukochałeś, tęsknisz do niej. Święty Augustyn powiedział „Niespokojne jest moje serce, póki nie spocznie w Panu”, a Teresa od Dzieciątka Jezus pisała „Umrzeć z miłości – to nadzieja moja! Gdy ziemskie ze mnie opadną kajdany, innej nagrody nie chce sługa twoja, jak tylko Ciebie, o Panie nad pany! Miłości Twojej trawi mnie pragnienie. Rozpal mnie całą, wyniszcz w zupełności, bo moje niebo, moje przeznaczenie żyć w Twej miłości”. Według mnie na tym polega wiara, być coraz bliżej tej największej Miłości, Sprawiedliwości, Prawdy, Mądrości, Dobra, Wolności. Nawet w trakcie rozmowy padło zdanie, że niemożliwe byłoby utrzymać tyle kobiet w takim odizolowaniu od świata, byłoby to nienormalne, gdyby nie Osoba Tego, który zaprasza do takiego całkowitego oddania się Jemu i Jego Łaska. Siostry również wykonują prace związane z utrzymaniem klasztoru i ogrodu, a także zajmują się szyciem szat liturgicznych, wyrobem różańców i figurek czy pisaniem ikon. Ważnym elementem ich wspólnotowego życia jest rekreacja czyli czas, w którym mogą rozmawiać i dzielą się swoim doświadczeniem.

Czas bardzo szybko płynął. Zbliżała się godzina osiemnasta, a my jeszcze chcieliśmy uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii, dlatego pożegnaliśmy siostrę Renatę z postanowieniem, że raz do roku będziemy wracać w to przepiękne miejsce na ziemi, gdzie czuje się tę Obecność. Siostra obdarowała nas książkami. Ja otrzymałam Dzieje życia siostry Teresy od Dzieciątka Jezus, którą przeczytałam z wielkim zainteresowaniem i z chęcią podzielę się moimi refleksjami, ale już w innym czasie. Dziękuję Panu, że na mojej drodze życia postawił wielu wspaniałych ludzi, takich jak Matka Renata Surdacka.

*

Zakon Braci Najświętszej Maryi Panny wywodzi się z Ziemi Świętej. Jest to klerycki zakon żebrzący o charakterze apostolskim, nawiązujący do ideałów i duchowości pustelników z góry Karmel w Palestynie – miejsca związanego z biblijną postacią proroka Eliasza, który żył i działał ok. 900 lat przed Chrystusem.

Historyczne początki zakonu sięgają wojen krzyżowych w połowie XII w., gdy do grupy pustelników – eremitów żyjących przy źródle Eliasza na górze Karmel dołączyli krzyżowcy. Około roku 1209 wspólnota pustelników otrzymała od patriarchy Jerozolimy św. Alberta regułę, która odzwierciedlała jej życie.

Z powodu najazdów tureckich na Palestynę, eremici karmelitańscy musieli wyemigrować do Europy, gdzie po rozproszeniu przeżywali trudności zagrażające ich istnieniu. Spowodowało to złagodzenie pierwotnej reguły i zmianę charakteru zakonu z pustelniczego na pustelniczo-czynny. Mimo wewnętrznego kryzysu, nastąpił w Europie burzliwy rozwój zakonu, tak że pod koniec XIV w. karmelici posiadali w Europie około 200 placówek – klasztorów. W tym czasie dynamiczny rozwój zakonu i gorliwość jego członków zostały osłabione z powodu wojen i wielkiej zarazy obejmującej całą Europę.

W 1452 r. papież Mikołaj V zezwolił na utworzenie w zakonie kontemplacyjnej gałęzi żeńskiej – karmelitanek oraz trzeciego zakonu karmelitańskiego, tzw. tercjarzy karmelitańskich. Od drugiej połowy XVI w. dała się zauważyć tendencja do wewnętrznej odnowy zakonu karmelickiego, do czego przyczyniły się wprowadzone w życie ustalenia Soboru Trydenckiego, a szczególnie reformy przeprowadzone przez św. Teresę od Jezusa z Avili i św. Jana od Krzyża. Doprowadziły one do podziału obu gałęzi zakonu, męskiej i żeńskiej na karmelitów trzewiczkowych i karmelitów bosych (o surowszej regule). Od tego momentu nastąpił dynamiczny rozwój wszystkich grup karmelickich. W 1788 r. posiadali oni w świecie chrześcijańskim 780 klasztorów z 15 000 zakonników. Do ponownego, wielkiego kryzysu zakonu przyczyniła się burżuazyjna rewolucja francuska, prądy oświeceniowe i józefinizm w monarchii Habsburskiej. Proces powolnego odrodzenia materialnego i duchowego zakonu karmelickiego rozpoczął się w drugiej połowie XIX w. W okresie Soboru Watykańskiego II (1962–1965) karmelici liczyli 2880 zakonników w 287 domach zakonnych porozrzucanych po 30 krajach całego świata.

Do Polski sprowadzili karmelitów w 1397 r. królowa Jadwiga i król Władysław Jagiełło, osadzając ich w Krakowie na Piasku. W XVII i XVIII w. karmelici przeżywali w Rzeczpospolitej „złoty wiek”. W naszym kraju było wtedy kilkadziesiąt klasztorów i około 900 zakonników. Na skutek rozbiorów i zaborczych dekretów kasacyjnych życie karmelitańskie pod zaborami przeżywało ciężki kryzys. Do odrodzenia się Karmelu na naszych ziemiach na przełomie XIX i XX w. przyczynił się św. Rafał Kalinowski, wilnianin, powstaniec i Sybirak, a później zakonnik i reformator zakonu w Polsce.

Karmelitanki bose przybyły do Polski z Belgii w 1612 r. i osiadły w Krakowie przy kościele św. Marcina. W XVI w. powstało na ziemiach polskich siedem klasztorów mniszek, a w następnym stuleciu jeden. Wskutek rozbiorów domy te zostały pozbawione swej funkcji i zamknięte przez władze zaborcze. Ocalał tylko klasztor w Krakowie na Wesołej, który stał się schronieniem dla wygnanek z innych klasztorów. Odrodzenie karmelitanek bosych w Polsce nastąpiło w XIX w. dzięki siostrom z Belgii. Podczas II wojny światowej klasztor na Wesołej ponownie udzielił gościny siostrom, które musiały opuścić swe macierzyste klasztory. Po wojnie liczba wspólnot stopniowo wzrastała.

Obecnie w Polsce istnieje 27 klasztorów. W ostatnich latach powstały też polskie fundacje poza granicami kraju: w Islandii, Norwegii, Ukrainie, Słowacji, Kazachstanie, a także w Usolu Syberyjskim – miejscu zesłania św. Rafała Kalinowskiego. Jedna z placówek karmelitanek bosych, utworzonych po drugiej wojnie światowej, znajduje się w Kielcach. Powstała ona w 1958 r. dzięki inicjatywie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, który wskutek walki reżimu komunistycznego z Kościołem skazany został na wieloletni pobyt w więzieniu. Po odzyskaniu wolności w 1956 r., biskup w zadośćuczynieniu podjął starania o sprowadzenie do swojej diecezji karmelitanek. Jego starania zostały uwieńczone powodzeniem. Po nabyciu niewielkiej posiadłości na obrzeżach Kielc w dzielnicy Kawetczyzna przybyło tam w 1958 r. pięć sióstr karmelitanek z klasztoru wrocławskiego i krakowskiego, dając początek działalności nowej wspólnoty. Obecnie przełożoną domu kieleckiego od blisko dziesięciu lat jest nasza urzędowska rodaczka siostra Renata Maria od Ducha Świętego – Renata Surdacka, pochodząca z Bęczyna. Do zakonu klauzurowego Sióstr Karmelitanek Bosych w Kielcach wstąpiła 15 października 1991 r., zaraz po skończeniu studiów i obronie pracy magisterskiej z teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. 26 kwietnia 1992 r. otrzymała habit, a 3 maja 1996 r. złożyła profesję wieczystą.




Ewa i Marian Surdaccy oraz Grażyna Gajewska przed wejściem do zamkniętej części kieleckiego Karmelu



Masywna krata oddziela gości od pomieszczenia, w którym przebywają siostry



Justyna Gajewska odbiera poczęstunek od sióstr