Głos Ziemi Urzędowskiej 2009


Justyna Maria Wojtekunas

Leczył moje serce i hartował duszę. Wspomnienie o doc. Stanisławie Surdackim

Gdy myślę o Profesorze Stanisławie Surdackim, przywołuję w pamięci wyprostowaną sylwetkę przedwojennego oficera Wojska Polskiego – zawsze gotowego pomóc, zrozumieć i pocieszyć każdego. Był początek stanu wojennego, gdy miałam do wykonania zadanie, do którego przede mną przymierzali się inni pracownicy Muzeum Wsi Lubelskiej. Dyrektor Ryszard Królikowski – partyzant w oddziale walczącym w powiecie krasnostawskim – na te trudne czasy zamierzał dać ludziom nadzieję w postaci Muzeum Ruchów Chłopskich w lubelskim skansenie, aby byli partyzanci mogli się wzruszać, oglądając w zwierciadle plansz i gablot swą młodość „górną i chmurną” oraz by młodzież ją oglądająca nie była bezideowa i umacniała się bohaterstwem pokolenia dziadków i uczyła się umiłowania ojczyzny. Takie właśnie było przesłanie wystawy tworzonej w czworaku z Brusa Starego, do tego celu remontowanym i dostosowywanym przez Wydział Kultury w Lublinie. Następna ekspozycja w zamierzeniu dyr. Królikowskiego miała być poświęcona ks. Piotrowi Ściegiennemu, który po dwudziestu pięciu latach przecierpianych na zesłaniu, na Sybirze, powrócił i dalej walczył o prawa ludu, włościan i plebsu miejskiego.

Wzięłam się więc ostro do pracy, a był to stan wojenny i per pedes Apostolorum przemierzałam wsie Lubelszczyzny w poszukiwaniu eksponatów – dokumentów i materiałów, aby zdążyć na ustalony termin 10 czerwca 1984 r. Po pewnym czasie zaczęliśmy się martwić, że w ten sposób nie zdążymy na termin otwarcia i rozesłaliśmy wici wśród działaczy ruchu ludowego. Na to odpowiedział m.in. prof. Stanisław Surdacki – telefonicznie i konspiracyjnym szeptem zaprosił mnie do swojej Katedry Geografii Fizycznej na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi (BiNoZ) UMCS na poufną rozmowę. Był to czas kontrolowania przez cenzurę rozmów telefonicznych i korespondencji, do których umarła klasa nie przyznaje się z fałszywym wstydem, akcentując swoje zasługi, zresztą wątpliwe...

Gdy przyszłam do pomieszczenia w BiNoZie, zapchanego od podłogi po sufit książkami i skamielinami, zza biurka wstał i powitał mnie z przedwojenną szarmancją Pan Profesor. Po krótkiej rozmowie wydał mi się podobny do mojego wujka z Anglii, który również urodził się w 1914 roku. Gdy wspomniał o dacie swoich urodzin, uzgodniliśmy fakty i okazało się, że mamy podobny ogląd spraw i osąd tego, co się właśnie dzieje w naszej ojczyźnie. Pierwsze nasze spotkanie upłynęło w przyjaznej atmosferze, więc nie traciliśmy później czasu na „obwąchiwanie”, ale zaczęły się konkretne rozmowy o możliwości wzbogacenia tworzonej ekspozycji o przechowane przez Profesora pamiątki konspiracyjne, a głównie prasę konspiracyjną.

Otóż w okolicach Urzędowa i Janowa działała bardzo prężnie komórka Batalionów Chłopskich, której sercem, bo jakże by inaczej, był oficer przedwojennego Wojska Polskiego w osobie Pana Profesora. Prowadził on na swoim radiu nasłuch i redagował organ konspiracyjny „Snop” – gazetkę skupiającą patriotyczną część społeczności i podtrzymującą ducha bojowego w czytelnikach.

Tak więc Muzeum Ruchów Chłopskich, dzięki ofiarności Pana Profesora posiada największe zbiory prasy konspiracyjnej na Lubelszczyźnie, zwłaszcza „antyków”. Najcenniejszym pozyskanym eksponatem jest powielacz prasy konspiracyjnej. Jednakowoż siły, którym budzenie patriotyzmu i kultywowanie bohaterskiej karty naszej historii jest nie na rękę, odesłały na strych – na żer myszom całą ekspozycję i nie można jej już w skansenie obejrzeć. A przecież z takim zapałem ZSL Podkańskich współpracował z dyr. Królikowskim. Ale najłatwiej zburzyć coś, co było użyteczne...

W stanie wojennym powielacz prasy konspiracyjnej był trefny, gdyż „można było na nim powielać materiały zagrażające władzy ludowej”.

A co by było, gdyby dyrektor przyjął „gnata” – samopał skonstruowany domowym sposobem? Pewnie by nie pozwolono na otwarcie Muzeum Ruchów Chłopskich...

Symptomatyczna była wówczas postawa Pana Profesora, który ze swojego archiwum prywatnego przekazywał nam za symboliczną opłatą nigdzie wówczas niedostępne „antyki”. Komisji Zakupów nie informowało się o ich zawartości, gdyż zbyt wielu było wówczas w skansenie „utrwalaczy władzy ludowej”.

Rytuałem moich spotkań w katedrze u Pana Profesora był słoik miodu, gdyż był zapalonym pszczelarzem i dbał o moje serce nadwątlone stresami powodowanymi intensywną i odpowiedzialną pracą. Pan Profesor podarował do zbiorów naszej skansenowej biblioteki swoje artykuły naukowe, m.in. o suśle perełkowanym, który opóźnił znacznie realizację lotniska w Świdniku.

Wśród podarowanych nam fotografii okupacyjnych najcenniejszą jest ta przedstawiająca pogrzeb ofiar ze Skorczyc z polowania na partyzantów w dniu 12 września 1943 r. Zrobił wtedy użytek z ocalonego wówczas z niewoli aparatu fotograficznego i lornetki, będącej wyposażeniem każdego oficera WP.

Jako oficer rezerwy mieszkał przed wybuchem wojny w Wilnie, skąd po ogłoszeniu mobilizacji 31 sierpnia 1939 r. bezzwłocznie wyruszył do Lublina do macierzystego 8. Pułku Piechoty Legionów, by rozpocząć szlak wojenny. Ze wzruszeniem opowiadał o tym, że od gospodyni, u której wówczas mieszkał w Wilnie, otrzymał obrazek Matki Boskiej Ostrobramskiej, która prawdopodobnie ocaliła go od losu kolegów oficerów, prowadzonych później do Katynia. Po zwycięskiej bitwie z Niemcami stoczonej we wrześniu 1939 roku pod Krasnobrodem, jego oddział został następnego dnia otoczony przez Armię Czerwoną. Prostych żołnierzy rozpuszczono do domu, zaś oficerów konwojowano na wschód w kierunku Związku Radzieckiego. Żałuję bardzo, że nie kontynuowaliśmy tego tematu szczegółowo...

Podczas dłuższego postoju w Rawie Ruskiej, wraz z kolegą udało mu się schować przed eskortującymi żołnierzami radzieckimi i tym samym uciec z odchodzącego konwoju. Por. Stanisław Surdacki w przebraniu cywilnym, podążając piechotą, lasami i polnymi drogami kierował się do rodzinnego Urzędowa. Przez całą okupację szkolił młodzież w rzemiośle wojennym, jednocześnie działając w zakonspirowanym oddziale Batalionów Chłopskich w okolicy. Terenem jego działalności był powiat kraśnicko-janowski, o czym napisał w wygłoszonym dla NSZZ RI „Solidarność” referacie podczas sesji popularnonaukowej, przygotowanej przez Muzeum Ruchów Chłopskich w ramach popularyzacji wśród społeczeństwa wiedzy prezentowanej na ekspozycji. Zorganizowaliśmy również konkurs na wspomnienia okupacyjne działaczy ruchu ludowego, na który wpłynęło ponad dziesięć prac, m.in. na temat „Zemsty”, której kolporterem jako siedemnastoletni chłopak był mój ojciec.

Z Urzędowem przez krótki okres około roku była związana moja mama, która pracowała na poczcie, organizując po „wyzwoleniu” w tej miejscowości urząd pocztowy.

To wspomnienie o Profesorze Stanisławie Surdackim jest wyrazem mojej pamięci i hołdu złożonego uczciwemu Polakowi – żołnierzowi z krwi i kości, który w każdych okolicznościach świadczył swoją postawą o naszej chlubnej historii, nie bacząc na konsekwencje, bo przecież nie doczekał należnego mu mianowania na profesora „belwederskiego”, na co zasłużył, wziąwszy pod uwagę dorobek naukowy. Wszystko przyjmował z filozoficznym spokojem i z uśmiechem, uzbrojony w chłopską rzetelność odziedziczoną po przodkach zamieszkujących od pokoleń Urzędów, o którym tak pięknie pisał i dokumentował przeszłość, aby ją ocalić od zapomnienia.

 

Autorka jest kustoszem Muzeum Ruchów Chłopskich w Muzeum Wsi Lubelskiej i prezesem Regionalnego Towarzystwa Przyjaciół Trawnik.

Ppor. rez. Stanisław Surdacki przed wyruszeniem na wojnę obronną 1939 roku

 

Doc. dr hab. Stanisław Surdacki z arcybiskupem seniorem lubelskim Bolesławem Pylakiem podczas spotkania opłatkowego Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Lublinie w grudniu 2002 roku

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |