Głos Ziemi Urzędowskiej 2009


Anna Wnuk

Sto lat temu... Głos Piotra Żaka w sprawie serwitutów

W drugiej połowie XIX wieku jednym z większych problemów społeczno-gospodarczych, wymagających rozwiązania, była sprawa służebności przysługujących poddanym.

W dawnym prawie polskim serwituty były uprawnieniami chłopów do korzystania z dworskich pastwisk i użytków leśnych, opartymi na zwyczajach, umowach ustnych lub dokumentach.

Chłopi mieli więc prawo do wypasu bydła na pastwiskach należących do dworu, zbierania chrustu na opał w lesie należącym do pana feudalnego, pozyskiwania budulca na remont lub budowę domów.

W Królestwie Polskim do 1912 roku zniesiono serwituty w większości gospodarstw – chłopi uzyskali za nie łącznie ok. 340 tys. ha ziemi. Ostatecznie na terenach byłego zaboru rosyjskiego serwituty znikły w okresie międzywojennym, głównie w latach 1926–1932[1].

Serwituty często były przyczyną zatargów między środowiskiem wiejskim a dworem. Różne rozwiązania sprawy tych służebności w poszczególnych zaborach i opieszałość urzędników carskich wywołały debatę na ten temat wśród mieszkańców wsi w zaborze rosyjskim. Kwestia ta została dostrzeżona przez pisarzy doby pozytywizmu i znalazła odbicie w literaturze. W powieści Nad Niemnem las z mogiłą powstańców styczniowych jest symbolem wspólnej walki chłopów i ziemian z rosyjskim zaborcą. Z drugiej strony trudności ekonomiczne Bohatyrowiczów i Benedykta Korczyńskiego różnią i dzielą ich. Dziedzic uważa, że chłopi „las rąbią, zboże spasają, na pastwiska wchodzą”. Dawna przyjaźń poszła więc w zapomnienie.

W Chłopach Stanisława Reymonta włościanie są opieszali, gdyż nie przyjmują po dwie morgi lasu, żądając od dziedzica po 4 morgi. Mądre rady jednego z włościan – Grzeli, który „[...] bywał we świecie i gazetę »Zorzę« czytywał [...], że gwałtu nie można czynić, bo wda się w to sąd i prócz kozy nikt więcej nie wskóra, że trzeba, aby wieś sprowadziła z miasta adwokata, a ten by wszystko po sprawiedliwości wyrychtował”, niestety nie zostały przez chłopów zaakceptowane[2]. Maciej Boryna jest przedstawicielem gromady w walce z dworem o las, który dziedzic przeznaczył do wyrębu i sprzedaży.

Sprawa serwitutów pojawia się też w powieści Noce i dnie Marii Dąbrowskiej jako problem ważny i trudny do rozwiązania.

Kwestia ta znalazła odbicie w ówczesnych czasopismach. Właśnie redakcja „Zorzy” skierowała w 1897 roku zapytanie do czytelników, jak jest rozwiązywana sprawa serwitutów i jakie są wady i zalety tych zmian w odniesieniu do włościan. Swoje zdanie w powyższej sprawie wyraził też mieszkaniec Leszczyny Piotr Żak. Być może poniższe rozważania naszego rodaka stanowiły inspirację i ciekawą lekturę dla Reymonta, który w latach 1904–1909 pisał Chłopów – wielką epopeję życia wiejskiego, uhonorowaną w 1924 roku Nagrodą Nobla.

Głos włościanina Piotra Żaka z Leszczyny spod Urzędowa w sprawie służebności na gruntach dworskich

W zeszłorocznej „Zorzy” zostaliśmy wezwani, abyśmy my, włościanie, sami powiedzieli, czy serwituty na gruntach dworskich są dla nas szkodliwe, czy też korzystne jest ich utrzymanie nadal. W ważnej tej sprawie śpieszę i ja ze swoim zdaniem. Wydanie sądu jest dla mnie tym łatwiejsze, że sam do roku 1891-go korzystałem z serwitutów, a dziś od lat siedmiu już ich nie posiadam.

[...] To też przyznać należy, że włościanom, którzy się ułożyli z właścicielami o służebności i dostali za nie wynagrodzenie, bez zaprzeczenia lepiej się powodzi. Na przykład dawniej gospodarz miał prawo co tydzień brać jedną furę drzewa opałowego z lasu dworskiego, ale nie wolno mu było rąbać z pnia, tylko brać leżaninę i zbiórkę. Ale tam właśnie nie było co zbierać bez siekiery, daleko też więcej stracił taki zbierający na czasie, niż skorzystał z owej zbiórki, gdy bowiem pojechał w czasie żniwa lub sianokosu do lasu, uzbierał furkę wartości 30 kop., to mu nieraz zboże na polu albo siano na łące deszcz zmoczył i miał z tego daleko więcej szkody, niż pożytku z przywiezionego drzewa. A przy tem dzień z furmanką w takim czasie, rachując za najem, wart jest najmniej rubla. A więc ze zbiórki takiej co za korzyść była dla włościan gospodarzy?

Naturalnie i druga strona, to jest właściciel, miewał dotkliwe straty, bo zamiast posłać służbę do pracy na pole lub na łąkę, zmuszony był stróżów powysyłać do lasu, gdyż włościanie nie chcą się zadowalniać lichą zbieraniną, jeno wolą rąbać grubsze drzewo.

[...] Sam wiem o tem doskonale, ponieważ i u nas tak się działo, dopóki nie ułożyliśmy się z dworem o zamianę: marnowali wtedy ludzie czas, zamiast w domu zrobić jakiś porządek gospodarczy lub gdzieś u drugiego zarobić; boć w złym wyrachowaniu nikt nie chciał darować tego dnia, w którym miał prawo wjazdu do lasu. A znów ci, którzy przekraczali swoje prawa do lasu, jeszcze więcej próżnowali, bo się włóczyli po sądach, tracili pieniądze, a gospodarstwa ich upadały.

[...] Czyby to nie lepiej było, gdyby każdy miał swój działek lasu, a zaoszczędził go na dalsze lata, bo korzystając jak dziś z dworskiego, to czy mu potrzebne lub nie to mu żal darować, woli on gromadnie z drugimi niszczyć, co może, co się da, byle swoje zabrać. Znam wiele takich wsi, co strasznie niszczyły lasy. Ano później wypadło tak, że za serwitut musieli gospodarze to wziąć, co sami wyrąbali.

„Zorza”, R. 1898, nr 3, t. 33, s. 35–36

[...] Od lat dawnych prowadzę rachunki ścisłe w swojej gospodarce, przekonałem się z dziesięcioletniej praktyki, że obecnie po zamianie serwitutów mam więcej nawozu i daleko lepszego niż z pastwisk leśnych. A co najgłówniejsze, mam trzy razy więcej, aniżelim go miał dawniej, gdy krowy pasały się w lesie. [...] W dodatku krowy dawniej często mi chorowały. [...] I to też było niedobrem, że las był bardzo odległy ode wsi, bydło się więc męczyło dalekim pędzeniem, a pastusi gromadzili się w duże gromady, nie pilnowali inwentarza, więc się bodło itd. A zaś teraz po ułożeniu służebności wszyscy pasą na swojem i lepiej na tym wychodzą, bo rola obfitsze plony wydaje niż pierwej; nawozu inwentarz nie roznosi po lasach, bo zostaje on na własnym polu.

[...] Gospodarze wsi Leszczyna i Skorczyce, ba, nawet i w dalszej okolicy, o ile otrzymali wynagrodzenie za serwituty, mają obecnie lepsze porządki w zabudowaniach i na polu.

[...] Za serwitut otrzymałem lasu 3 morgi i 150 prętów. [...] Że mam własny kawałek lasu, to się bardzo cieszę. Oszczędzam go też, jak tylko mogę i porządek w nim robię podług swojego pomysłu i praktyki. Wjeżdżam sobie do lasu swego w każdym czasie, i nikt mnie nie fantuje; drzewo w lesie przysposabiam w czasie wolnym od zajęć gospodarczych i wybieram na ten cel najgorsze sztuki, to jest krzywe, napróchniałe itd. A przytem, gdy mam czas wolny, to podkrzesuję młode chojniaki, przez co lepiej mi rosną i prostują się.

[...] Ci włościanie, którzy się ułożyli z dworami o zamianę służebności już przed laty 20 lub dawniej, źle na tym wszyscy wyszli, a to dlatego, że podówczas była obfitość lasów w okolicy, więc ci nabywcy nie szczędzili swego wcale, tylko marnowali gromadnie. Mówili: cóż nam da las? A po wykarczowaniu zboże będziemy siali. Jak rzekli, tak zrobili. Dzisiaj czasy się zmieniły, wartość lasu jest wysoka, corocznie całymi włókami lasy znikają od siekier. Ci więc włościanie, którzy swoje zmarnowali mają dziś biedę. Wprawdzie przybyło im zboża, ale drzewa nie ma i nie będzie za ich życia.

[...] W naszej wsi i okolicy było, i jest to najlepszym, cośmy otrzymali, to jest po kawałku lasu, bo więcej w bliskości lasów nie ma, a nam drzewa potrzeba na opał, na budynki, a także i na płoty.

„Zorza”, R. 1898, nr 4, t. 33, s. 53–55

 Najgorszym byłoby wynagrodzenie za serwituty pieniężne, bo jak wiadomo nie wszyscy z włościan potrafiliby zrobić użytek z większej ilości pieniędzy. Jedni, a mianowicie skąpcy i sknerzy, pozakopywaliby pieniądze w ziemię, pochowaliby je w dachy, w pierzyny, w piece itd. z czego przecież nikt by użytku nie miał; drudzy, których też nie mało można by naliczyć, porozpijaliby się, a jeszcze insi podpatrywaliby, gdzie kto pieniądze chowa, aby mu je ukraść.

A więc wszystko rozważywszy: i szkody moralne, i straty czasu oraz zdrowia, i uszczerbki w gospodarstwie, twierdzę, że dla dobra pojedynczych gospodarzy włościan i dla ogółu całego służebności powinny być zamienione.

„Zorza”, R. 1898, nr 5, t. 33, s. 71–72

 

[1] Wielka Encyklopedia PWN, t. 25, red. Jan Wojnowski, Warszawa 2004, s. 256–257.

[2] W. S. Reymont, Chłopi, Wrocław 1997, s. 260.

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |