Głos Ziemi Urzędowskiej 2009


Słowo redaktora:

Nie bójmy się być miastem

Oddając w ręce Szanownych Czytelników kolejne wydanie naszego czasopisma „Głos Ziemi Urzędowskiej 2009”, z radością, satysfakcją i nieskrywaną dumą należy zauważyć, że jest to szczególny numer, chociaż widniejąca na nim data – nieokrągła i dodatkowo nieparzysta – niczego takiego nie sugeruje. Ale faktycznie jest to rocznik nadzwyczajny, bo dwudziesty w kolejności, a więc rocznicowo-jubileuszowy. Choć, kolokwialnie rzecz ujmując, „prasowo-medialny organ” naszego stowarzyszenia ukazuje się od 1987 roku, to jednak pierwsze jego edycje wychodziły w cyklu dwuletnim. Z tego względu numeracja rocznika jest niższa niż faktyczna liczba lat, w których powstawał i był publikowany.

Składam hołd i głębokie wyrazy szacunku oraz wdzięczności animatorom i inspiratorom tego wspaniałego przedsięwzięcia, stanowiącego chlubę Urzędowa – gminy, parafii i ziemi urzędowskiej. Słowa te kieruję pod adresem prekursorów i twórców periodyku, szczególnie pierwszego redaktora śp. Tadeusza Mocha i członków ówczesnego komitetu redakcyjnego: śp. Ignacego Wośko, śp. Stanisława Surdackiego, śp. Jerzego Golińskiego, Tadeusza Wośkowskiego i Tadeusza Surdackiego. Ostatni z wymienionych, a później Małgorzata Ciosmak, kontynuowali redagowanie czasopisma, toteż ich zasługi dla naszego „jubilata” – wielkiego propagatora i ambasadora Urzędowa i jego historii są fundamentalne i ponadczasowe. Jako obecny redaktor przekonałem się, że jest to zadanie benedyktyńskie, któremu można podołać, jeśli traktuje się go tylko jako nadzwyczajną misję w stosunku do ziemi, która nas wydała.

W „Głosie” opublikowano artykuły ponad 220 osób, w większości urzędowian, mieszkających w rodzimej miejscowości, często jednak rozproszonych po różnych zakątkach Polski, nawet świata. Zamieszczano też wiele tekstów ludzi dawno już nieżyjących. Na łamach czasopisma opracowano i przedstawiono, najczęściej w formie biogramów, około 160 zasłużonych dla naszej ziemi rodaków, bądź innych osób obcych rodowodem, którzy w nieprzeciętny sposób pozostawili ślad w naszej „małej ojczyźnie”. Wszystkim autorom, wielkim społecznikom i admiratorom ziemi urzędowskiej, należą się najserdeczniejsze podziękowania i wyrazy szacunku. Poprzez pisanie tekstów, nie tylko spełniają szlachetną misję społeczno-kulturową, utrwalają i ocalają od zapomnienia współczesną im rzeczywistość, ale pozostawiają po sobie trwały ślad historii i swego życia, wchodząc tym samym w świadomość i pamięć przyszłych generacji.

Wydawanie „Głosu Ziemi Urzędowskiej” byłoby utrudnione, może nawet niemożliwe, bez harmonijnej współpracy z władzami gminy i jej wójtem Janem Woźniakiem, które rozumieją i dofinansowują zarówno nasze czasopismo, jak i Towarzystwo Ziemi Urzędowskiej. Wielkie zaangażowanie wymienionych pasjonatów historii lokalnej wraz z życzliwą współpracą władz samorządowych sprawiły, mówię to z pełną odpowiedzialnością, że „Głos Ziemi Urzędowskiej” stał się wzorcem i przedmiotem zazdrości dla innych wydawnictw regionalnych Lubelszczyzny. Słowa te piszę tuż po rozmowie z wybitnym regionalistą oraz wytrawnym znawcą wydawnictw regionalistycznych Kazimierzem Spaleńcem, ponadczterdziestoletnim pracownikiem Wojewódzkiego Domu Kultury w Lublinie. Według niego nasz rocznik to najlepsze na Lubelszczyźnie tego typu wydawnictwo, dlatego, jak stwierdził, cykl swoich prelekcji w Lublinie na temat „Regionalizm jako forma promocji regionu” postanowił rozpocząć 29 marca 2009 r. od prezentacji Towarzystwa Ziemi Urzędowskiej i jego wydawnictw.

Przy tej okazji życzę wszystkim członkom Towarzystwa, przyszłym autorom i całej społeczności ziemi urzędowskiej, na razie przynajmniej kolejnych dwudziestu numerów czasopisma i ciągłego podnoszenia jego poziomu i atrakcyjności. A nie będzie to życzenie łatwe do spełnienia, bo wspaniałe, heroiczne pokolenie lat drugiej wojny światowej, skonsolidowane cierpieniami historii i z zaszczepioną miłością do ojczyzny, również tej „małej”, niewiele już w tym dziele może nam pomóc.

Rok 2009 to także czas wielu innych rocznic i jubileuszy, radosnych i smutnych. W naszej świadomości wyznacza on siedemdziesiątą rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Na tę okoliczność szczególne znaczenie posiadają relacje i wspomnienia wojenne zmarłych już świadków owych tragicznych wydarzeń: Stanisława Surdackiego, Kazimierza Cieślickiego, czy żyjącego jeszcze Konstantego Wójcika. W numerze znajdą się też wspomnienia lub opracowania o ofiarach tej wojny, którzy utracili w niej życie lub zdrowie: ks. Zygmuncie Surdackim, Konstantym Jagiełło czy ojcu Kajetanie Ambrożkiewiczu. Symboliczny wymiar ma tu opis pierwszego dnia wojny w Urzędowie, a dokładnie wkroczenia w dniu 15 września 1939 roku do Rynku pierwszych żołnierzy niemieckich. Ze względu na sugestywność, unikalność i oryginalność opisu tych wydarzeń przez Kazimierza Cieślickiego, jego tekst po raz drugi, po dwudziestu latach, publikujemy w „Głosie”, naruszając rygorystyczną zasadę o nie powielaniu treści artykułów.

Rok bieżący można też traktować jako rocznicowy dla Towarzystwa Ziemi Urzędowskiej. Dokładnie dwadzieścia pięć lat temu miało miejsce powołanie Komitetu Założycielskiego TZU, powołanie tymczasowego zarządu i zatwierdzenie statutu w dniu 4 października 1984 roku. Nawiązaniem do tych wydarzeń jest artykuł Kazimierza Spaleńca ukazujący okoliczności powstania i ocenę działalności Towarzystwa. Z kolei piszący te słowa odsłania kulisy nieskutecznych wysiłków podejmowanych już przed II wojną światową, zmierzających do powołania podobnego stowarzyszenia – Związku Urzędowian.

Za oficjalny moment powstania i rozpoczęcia działalności Towarzystwa Ziemi Urzędowskiej należy jednak uznać I Walne Zgromadzenie, połączone z sesją popularnonaukową, odbyte 12 maja 1985 roku, podczas którego wybrano nowy zarząd, na czele z prof. dr. hab. Ignacym Wośko. Z tego też względu oficjalne rocznicowe uroczystości i obchody powstania TZU postanowiono zorganizować w maju 2010 roku.

Wydarzeniem religijnym i historycznym w ubiegłym roku, zasługującym na szczególną uwagę, były obchody setnej rocznicy urodzin ks. biskupa Zdzisława Golińskiego, jednej z najwybitniejszych postaci nie tylko w dziejach Urzędowa, ale także Kościoła polskiego i powszechnego – uczestnika II Soboru Watykańskiego. Zrozumiałe jest, że informacje i wspomnienia o naszym sławnym rodaku, a także opis obchodów rocznicowych zajęły sporo miejsca na szpaltach periodyku. Jest pewnym symbolem, że w obchodzonych w ubiegłym roku rocznicach pojawiają i splatają się heroiczne, tragiczne i męczeńskie losy trzech zasłużonych kapłanów i hierarchów kościelnych: biskupa Z. Golińskiego, ks. Z. Surdackiego – faktycznie pełniącego funkcje biskupie w okresie okupacji, męczennika Oświęcimia, oraz przechodzącego gehennę w obozach hitlerowskich ojca K. Ambrożkiewicza. Ich losy i życie jeszcze bardziej uwiarygodniają przyjętą opinię, że Urzędów to ziemia kapłanów.

Swoją dziesiątą rocznicę odnowienia działalności przeżywa Akcja Katolicka w Urzędowie, o czym pisze w swoim artykule Andrzej Słowik.

Gdy chodzi o wewnętrzną strukturę czasopisma, to wzbogacona została o dawne działy „Podróże dalekie i bliskie” oraz „Na starej fotografii”. W pierwszym prezentujemy między innymi życie i sylwetkę jednej z legend kultury i historii Polski, zmarłą niedawno profesor Karolinę Lanckorońską, zaś drugi zawiera unikatowe zdjęcia Żydów urzędowskich w okresie międzywojennym. Czy okaże się to reaktywacją trwałą, zależeć będzie od napływających do redakcji materiałów.

Dwoma artykułami śp. Kazimierza Cieślickiego rozpoczynamy publikację cyklu wspomnień i szkiców przechowywanych w formie maszynopisów w archiwum parafialnym. Jego pasją, oprócz kolekcjonerstwa i archeologii, było opisywanie przeszłości i życia współczesnego Urzędowa. Bardzo ważną postacią, wartą bliższego poznania, był zmarły w 1979 r. nauczyciel Dominik Wośko, autor ponad ośmiusetstronicowego pamiętnika, stanowiącego bezcenny materiał do poznania zwyczajów i życia codziennego Urzędowa przełomu XIX i XX wieku. Zamieszczony w obecnym „Głosie” artykuł jego syna Zdzisława, charakteryzujący ów pamiętnik i przedstawiający rodzinę Dominika jest anonsem i wstępem do sukcesywnego publikowania na łamach czasopisma obszernych fragmentów spisanych wspomnień. Tekstem o Karolinie Lanckorońskiej zapoczątkowuję też swoje wspomnienia o „kilku wspaniałych osobach, które Opatrzność pozwoliła mi osobiście poznać, niekiedy nawet się z nimi zaprzyjaźnić”.

Niekwestionowane walory naukowe i poznawcze posiada socjologiczne opracowanie religijności katolików urzędowskich na przełomie lat 60./70. XX wieku przedstawione przez ks. Aleksandra Bacę. Ma ono charakter dokumentacyjny, bowiem autorowi udało się wydobyć za pomocą ankiet i ukazać w ten sposób religijność naszych parafian w minionym stuleciu. Zawarte tam wyniki są znakomitą inspiracją dla przyszłych badaczy do przeprowadzenia analogicznych analiz porównawczych, które ukazałyby zachodzące zmiany w poziomie religijności mieszkańców Urzędowa w kontekście czasowym.

Dokumentacyjny charakter ma również szkic Kazimierza Cieślickiego, który zdążył przed swoją przedwczesną śmiercią spisać wiele obiegowych opowieści na temat cmentarzy urzędowskich, a także utrwalić wyniki swoich obserwacji i amatorskich badań archeologicznych. Jego tekst znakomicie nawiązuje do przedstawionej na okładkach pisma problematyki cmentarnej, tak aktualnej i nierozerwalnej dla wszystkich ludzi, których Pan Bóg obdarzył życiem.

Każdego świadomego mieszkańca Urzędowa, odpowiedzialnego za jego losy, winien zainteresować list – odezwa Jadwigi Jamiołkowskiej, projektanta budynku poczty urzędowskiej i autorki rekonstrukcji Rynku oraz planu zagospodarowania przestrzennego naszej gminy. Jako „człowiek z zewnątrz”, doskonały planista i architekt, znawca i admirator historii Urzędowa z wielką odpowiedzialnością i troską uświadamia nam niepowtarzalne walory krajobrazu urzędowskiego, wzywa do respektowania i zachowania, przy prowadzeniu prywatnych i publicznych inwestycji budowlanych, wzorcowych rozwiązań topograficzno-urbanistycznych, jakie zastosowano ponad sześćset lat temu przy lokacji miasta Urzędowa na prawie magdeburskim. Rzadko w którym mieście zachował się do dzisiaj, tak jak u nas, oryginalny układ rynku, ulic przyrynkowych oraz zabudowa przedmieść.

W jej liście do mieszkańców Urzędowa pojawia się postulat odzyskania przez Urzędów prawa miejskiego. Jest to problem, który i mnie nurtuje od bardzo wielu lat, podobnie zresztą jak znakomitą część moich rodaków. Jak bardzo jest on ważny, jeszcze bardziej uświadomiłem sobie po wieloletnich badaniach historycznych, których efektem są dwie obszerne książki: Edukacja i opieka społeczna w Urzędowie w XV–XVIII wieku oraz Urzędów w XVII–XVIII wieku. Miasto – Społeczeństwo – Życie codzienne. Pokazują one, jak ważnym w przeszłości miastem w aspekcie kulturalnym, gospodarczym, politycznym, kościelnym i społecznym był Urzędów. Nawet pod względem zaludnienia na przełomie XV i XVI wieku ustępował na Lubelszczyźnie tylko Lublinowi i Kazimierzowi. Jako miasto królewskie był Urzędów stolicą powiatu i dekanatu, miejscem obrad sejmików szlacheckich i sądów ziemskich, postoju poselstw królewskich i wizyt monarchów. Wywodziły się z niego rekordowe liczby zdobywających wiedzę uniwersytecką w Akademii Krakowskiej studentów.

Wiele obiektywnych, niezależnych od naszych dawnych przodków, przyczyn złożyło się na utratę z czasem dużej rangi i pozycji Urzędowa. W pierwszym rzędzie była to utrata znaczenia królewskiego traktu handlowo-komunikacyjnego, na jakim położone było nasze miasto, później doszły do tego katastrofalne, destrukcyjne skutki potopu szwedzkiego, a następnie wojny północnej. Negatywne piętno odcisnęły powstania: listopadowe i styczniowe, w których bardzo licznie uczestniczyli nasi rodacy. Jednym ze skutków takiej postawy była swego rodzaju zemsta zaborcy, który po powstaniu styczniowym pozbawił naszą miejscowość prawa miejskiego. Jest to obiegowa opinia, najbardziej zakorzeniona w mentalności Urzędowian, należy wszakże pamiętać, że utrata prawa miejskiego wiązała się też z sukcesywnym traceniem pozycji gospodarczo-społecznej przez miasto. Potem przyszły inne wielkie kataklizmy – pierwsza wojna światowa, podczas której Urzędów został doszczętnie spalony, a następnie druga wojna światowa, w której urzędowianie złożyli nadzwyczajną, nieproporcjonalną do wielkości miejscowości, ofiarę życia za swe zaangażowanie w obronę ojczyzny i za udział w ruchu konspiracyjnym, zwłaszcza w Armii Krajowej.

Okres totalitaryzmu komunistycznego również nie stanowił korzystnej koniunktury dla rozwoju Urzędowa, który nieprzychylnie, nawet wrogo traktowany był przez władzę ludową, w rewanżu za opowiedzenie się Urzędowa nie po stronie zwycięzców, instalujących na polskich ziemiach „sprawiedliwy ustrój chłopów i robotników”. Nasza „mała ojczyzna” nadal traciła znaczenie, stawała się niejako „młodszą, nie lubianą siostrą” pozostającą w cieniu dynamicznie rozwijającego się Kraśnika Fabrycznego, który w dużym stopniu budowali ludzie z Urzędowa. Nie było wtedy sprzyjającej atmosfery, a co najważniejsze żadnych szans, na powrót do grona miast.

Okoliczności i sytuacja diametralnie się zmieniły po 1989 roku, kiedy to wiele małych i „młodych” w stosunku do Urzędowa miejscowości zaczęło seryjnie zdobywać lub odzyskiwać prawo miejskie, np.: Piaski, Annopol, Tarnogród. A gdzież im było wcześniej, a nawet dzisiaj równać się do naszego „królewskiego”, o wielkich tradycjach, miasta. To, że Urzędów na poważnie nie podjął takich wysiłków, było wynikiem lęków i stereotypów, które powodowały u wielu naszych rodaków dużą asekurację, bierność i obawy przed czymś nowym, burzyły im tzw. małą stabilizację. Dziś wiadomo, że w wypadku odzyskania statusu miejskiego, przy obecnym poziomie demograficznym Urzędowa, liczne grono nauczycielskie nie straci swoich słusznych przywilejów finansowych. A bycie miastem obliguje do dalszego rozwoju, daje bodziec do nadrabiania i uzupełniania różnych, nie tak dużych braków w infrastrukturze i innych dziedzinach życia. Daje mieszkańcom przede wszystkim poczucie prestiżu i dumy, chroni nasze dzieci przed przykrymi przytykami o pochodzeniu z „dziury” i „ze wsi”, choć osobiście tych ostatnich cenię w sposób szczególny.

Pozycja, tradycje, wygląd, wspaniały wielkomiejski rynek, zaplecze edukacyjne, służba zdrowia, opieka społeczna, a także potencjał ludzki i intelektualny Urzędowa są o wiele, „o niebo”, większe niż jego obecny status administracyjny. Zdecydowanie przewyższa on pod tym względem wiele miejscowości, które dzisiaj są miastami. Taką opinię spontanicznie i jednogłośnie wyrażali uczestnicy obradującej w Lublinie Komisji Rozwoju Obszarów Wiejskich i Rolnictwa Związku Województw Rzeczpospolitej Polskiej, którzy spośród gmin i miast całej Lubelszczyzny właśnie Urzędów zechcieli bliżej poznać i złożyć w nim półdniową wizytę. Zauroczeni naszą miejscowością, po obejrzeniu niepowtarzalnego w ich opinii Rynku, nie mogli zrozumieć, dlaczego Urzędów nie jest jeszcze miastem. Twierdzili, że wiele aglomeracji rozsianych po całej Polsce posiada o wiele słabszą infrastrukturę, zaplecze gospodarcze i tradycje historyczne, a mimo to szczyci się rangą miejską. Byli to przedstawiciele urzędów marszałkowskich większości miast wojewódzkich Rzeczpospolitej. Stanowisko Komisji reprodukujemy przy artykule Jana Woźniaka na stronie 10. Po długiej rozmowie, szczególnie z gośćmi z Zielonej Góry, Białegostoku, Wrocławia, Bydgoszczy, Opola, Olsztyna, z wicemarszałkiem województwa lubelskiego Sławomirem Sosnowskim a także z prof. Grzegorzem Russakiem z Warszawy (prezesem Polskiej Izby Produktu Regionalnego i Lokalnego, prowadzącym w telewizji polskiej popularny program kulinarny „Kuchnia Staropolska”), jestem całkowicie przekonany, że podjęcie szybkich, zdecydowanych starań o przywrócenie prawa miejskiego Urzędowowi jest naszym obowiązkiem, a zaniedbanie tej inicjatywy byłoby wielkim grzechem zaniechania.

Umówiliśmy się z zacnymi gośćmi, że gdy władze samorządowe i mieszkańcy Urzędowa zrealizują ten cel, oni zaszczycą swą obecnością uroczystości restytucji prawa miejskiego. Zróbmy to więc szybko, nie czekajmy długo, bo każda zwłoka szanse te będzie zmniejszać, osłabiać świadomość dawnej tradycji, a Urzędów spychać do rzędu tylko jednej z gmin wiejskich. Nie wybaczyłyby nam tego przyszłe pokolenia, a także nasi przodkowie, którzy zdolni byli stworzyć świetność swego miasta i nadać mu rozgłos w całej Rzeczypospolitej. Czy i w czym więc jesteśmy od nich gorsi?

Nie bójmy się ambitnych wyzwań. Nie bójmy się być miastem, można by powiedzieć nie lękajmy się być miastem, lecz nie mam śmiałości nadużywać proroczych i kultowych słów Jana Pawła II. Asekuracja i lęk to najgorsze postawy, w konsekwencji zawsze prowadzące do stagnacji, następnie do regresu, zgodnie z maksymą „kto nie idzie do przodu, ten się cofa”, a ludzie bojaźliwi nie zasługują na szacunek, nie tylko współczesnych, ale i następców.

Jesteśmy wolni w naszej ojczyźnie, nie ma już Szwedów, Moskali, ni Sowietów, nie ma już zniewalających nas systemów, cóż więc stoi na przeszkodzie by czynić naszą Rodzinną Ziemię, jedyną Matkę, naszą „małą ojczyznę” znowu ważną i dumną? Trudno jest już słuchać powtarzanych ciągle w Polsce i świecie opinii o sławie dawnego Urzędowa i wyjątkowości jego mieszkańców, a potem szukać wykrętnych i niezręcznych wyjaśnień na zadawane pytania dlaczego nie mamy prawa miejskiego, skoro ten, który nas go pozbawił, nie może nam już przeszkodzić w jego odzyskaniu.

Dla pokrzepienia serc i wzbudzenia sentymentalnych uczuć do Urzędowa, który oby szybko stał się miastem, powtórzę słowa, przytoczone przez Aleksandrę Ziółkowską w przedmowie do książki Melchiora Wańkowicza Drogą do Urzędowa: „Ten Urzędów – jakaś cicha mieścina, jakiś ład, pnący się ku lepszemu – jest symbolem utraconej ojczyzny. Ból utraty nie staje się bynajmniej powodem idealizowania i oto Urzędów jawi się przed naszymi oczyma taki, jakim był: mały, zaściankowy, może pełen sporów, niedociągnięć i wad, ale jeden jedyny, niezastąpiony”.

                                                                                                                                                                        Marian Surdacki

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |