Głos Ziemi Urzędowskiej 2007


Śp. Ks. Jacek Żórawski

(1926–2007)

 

Abym choć jeden raz mógł sprawować Najświętszą Ofiarę

W Środę Popielcową 21 lutego 2007 r., w Szpitalu im. Papieża Jana Pawła II w Zamościu, o godz. 21.35 odszedł do Boga ks. inf. Kazimierz Jacek Żórawski. O godz. 17.00 przyjął sakramenty namaszczenia chorych, pojednania i Komunii Św. Naznaczony cierpieniem oraz wielką miłością do Eucharystii i Kościoła przeżył 81 lat, w tymw kapłaństwie lat 56.

Ks. Kazimierz Jacek Żórawski urodził się 25 stycznia 1926 r. w Laskowie, powiat jędrzejowski, województwo kieleckie. We wczesnym dzieciństwie razem z rodzicami i licznym rodzeństwem przeniósł się do Urzędowa, gdzie zamieszkali w leśniczówce, gdyż Jego ojciec był leśniczym. Jak sam wspominał, atmosfera domu rodzinnego i kontakt z przyrodą przyczyniły się do ukształtowania Jego powołania kapłańskiego.

Po ukończeniu szóstego roku życia rozpoczął naukę w Szkole Powszechnej w Urzędowie. Następnie ukończył liceum ogólnokształcące o profilu humanistycznym w Lublinie. W podaniu o przyjęcie do Wyższego Seminarium Duchownego w Lublinie pisał: „Powołanie jest najwyższym skarbem, jakim Bóg może obdarzyć człowieka na ziemi. Ja posiadam szczerą chęć a zarazem silną wolę wzięcia na siebie tak bardzo szczytnych i zarazem trudnych obowiązków kapłana wobec Boga i Narodu”. I, jak pokazało życie, ideałom tym pozostał wierny do końca swoich dni. Tego samego roku rozpoczął studia teologiczne. W trudnych latach powojennych, w odbudowującym się z trudem Seminarium, ks. Jacek był wzorem rozmodlonego i pracowitego alumna – tak wspominają Go koledzy z tamtych lat.

Jego krzyżowa droga życiowa rozpoczęła się po przyjęciu święceń diakonatu. Jako diakon zachorował na chorobę Heinego-Medina, która poraziła pas biodrowy i prawą nogę tak, że nie mógł przyklękać podczas liturgii. Skutki tej choroby nie opuściły Go do końca życia. Święcenia kapłańskie stanęły pod znakiem zapytania. Wspominał po latach: „Jakże bardzo się modliłem, ile czasu poświęciłem na leczenie – Bóg jeden wie! Pragnąłem tylko jednego! Abym choć jeden raz mógł sprawować Najświętszą Ofiarę...”. Widząc to pragnienie i autentyczność powołania, ówczesny rektor Seminarium, późniejszy biskup, ks. Tomasz Wilczyński zwrócił się z prośbą do biskupa lubelskiego Piotra Kałwy, aby wyjednał od Stolicy Apostolskiej dyspensę umożliwiającą przyjęcie święceń kapłańskich. Upragniony dzień nastąpił 24 czerwca 1951 r.

Pierwszą posługę duszpasterską podjął jako wikariusz w parafii Garbów. Dostrzegając trudności ks. Jacka, biskup lubelski, w trosce o Jego zdrowie, mianował Go w październiku 1951 r. kapelanem Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi w Zamościu. Rok później objął kapelanię u Sióstr Betanek w Kazimierzu Dolnym. We wrześniu 1953 r. wrócił na Zamojszczyznę, obejmując kapelanię Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi w Klemensowie, gdzie posługiwał do 23 lutego 1972 r. W tym czasie napisał pracę magisterską z zakresu teologii pastoralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Posługę księdza infułata i Jego świadectwo wiary do dziś z wielkim uznaniem wspominają siostry, które spotkał na swej drodze. Następnie został wikariuszem w parafii Szczebrzeszyn i nadal, na prośbę sióstr, pełnił funkcję kapelana w Klemensowie do 1976 r.

Po śmierci ks. kan. Franciszka Zawiszy w 1976 r. biskup lubelski mianował ks. Żórawskiego administratorem, a wkrótce proboszczem parafii kolegiackiej. W 1977 r. został odznaczony tytułem kanonika gremialnego Kapituły Kolegiaty Zamojskiej, a w 1986 r. został członkiem Kolegium Konsultorów. W 1988 r. pełnił godność dziekana Kapituły Kolegiaty Zamojskiej, a w 1990 r. został mianowany członkiem Rady Kapłańskiej w diecezji lubelskiej. Te odznaczenia nie zmieniły w niczym istoty Jego posługi kapłańskiej. Do dziś żyje we wspomnieniach jako niezwykle gorliwy duszpasterz, dbający o sprawy materialne, a zwłaszcza duchowe powierzonej Mu społeczności. Kiedy trudności były duże, brał w rękę różaniec i odmawiał go, wędrując wokół kościoła. Wiele wymagał od siebie i nigdy nie narzekał na swoje dolegliwości, a każda Msza św. przez Niego sprawowana była jak ta z dnia święceń (tak wspominają współpracujący z Nim).

25 marca 1992 r. mocą bulli Ojca Świętego Jana Pawła II „Totus Tuus Poloniae populus”, została erygowana diecezja zamojsko-lubaczowska. Biskup zamojsko-lubaczowski Jan Śrutwa od razu dostrzegł wielkość pokornego i bez reszty oddanego Kościołowi kapłana, powierzając Mu odpowiedzialne funkcje w młodej diecezji. Już w 1992 r. został członkiem Kolegium Konsultorów i Rady Kapłańskiej. W 1993 r. został mianowany protonotariuszem apostolskim. Od roku 1994 piastował różne urzędy w Kurii Diecezjalnej w Zamościu, wspierając swoją pracą biskupa diecezjalnego. W latach 1994–1998 był wikariuszem biskupim ds. wychowania katolickiego i przewodniczącym Wydziału Nauki Chrześcijańskiej, a w roku 1998 został mianowany wikariuszem biskupim do spraw zakonnych.

Postępujące pogarszanie się stanu zdrowia i wyczerpanie nadmierną pracą sprawiły, iż na ręce bp. Jana Śrutwy w maju 1994 r. złożył rezygnację z pełnienia dotychczasowych obowiązków. Biskup przyjął Jego rezygnację, pozostawiając posługę wikariusza do spraw zakonnych, którą pełnił do roku 2001. Wzruszający i pełen pokory cierpiącego i kochającego Kościół kapłana jest list Księdza Infułata z dnia 16 listopada 1999 r., skierowany do Pasterza diecezji, w którym pisał m.in.: „Wobec pogorszenia się stanu zdrowia i niemożliwości odprawiania Mszy św. w kościele, uprzejmie proszę o pozwolenie odprawiania Jej w mieszkaniu. Dodaję, że w oddzielnym pokoju mam ołtarz oraz wszystko, co jest potrzebne do sprawowania Liturgii”. Biskup udzielił pozwolenia.

W roku 2001 ks. Żórawski został przeniesiony w stan emerytalny i zwolniony ze wszelkich stanowisk i funkcji, z zamieszkaniem w parafii Świętego Krzyża w Zamościu. Ksiądz Infułat potrzebował coraz większej pomocy, bo coraz bardziej słabły Jego siły. Znaleźli się ludzie, którzy służyli Mu bezinteresownie, czerpiąc z jego bogactwa duchowego i godności w znoszeniu krzyża.

Choroba czyniła coraz większe spustoszenie w fizycznym stanie zdrowia Księdza Infułata, ale duch był zawsze wielki. Tym bardziej godne podziwu jest Jego zatroskanie o sprawy Kościoła i diecezji. Od początku istnienia Katolickiego Radia Zamość nagrywał pełne głębi duchowej katechezy, emitowane na antenie w każdą niedzielę. Młodzi dziennikarze radia, którzy przychodzili co tydzień do Jego mieszkania na nagranie kolejnej katechezy, byli zawsze zadziwieni profesjonalnym przygotowaniem do nagrania i precyzją myśli zapisanych na kartkach, a potem przekazywanych słowem.

Od 2002 r. rozpoczęła się Jego „przygoda” ze słowem pisanym w Tygodniku Katolickim „Niedziela”. Pamiętam, jak z obawami przyjmował propozycję pisania, mówił: „Cóż ja, niedzisiejszy człowiek, mogę przekazać dzisiejszym ludziom?”. Wiele wysiłku kosztowało mnie, aby przekonać Księdza Infułata do zdobycia się na odwagę. Przekonywałem Go, iż przesłanie Ewangelii jest zawsze aktualne, aż do skończenia świata dla wszystkich pokoleń. I udało się! W 2003 r. został odznaczony Medalem „Mater Verbi” przez Redakcję w Częstochowie za wyjątkowe zasługi dla Tygodnika. Jego lewa ręka odmawiała posłuszeństwa, ponieważ ujawniła się choroba Parkinsona. Ostatni, 93. Jego tekst, ukazał się w 2006 r. w niedokończonym cyklu „Poznanie i umiłowanie Chrystusa”. Potem już więcej nie mógł pisać. Zimą 2006 r. nastąpiło skomplikowane złamanie chorej nogi, operacja, długie leczenie, w końcu amputacja prawej nogi i pogarszający się ciągle stan zdrowia aż do nieuniknionego momentu śmieci...

21 lutego otrzymałem telefon ze szpitala, iż Ksiądz Infułat prosi o spowiedź, Komunię św. i święte namaszczenie. Przybyłem do szpitala na godz. 17.00. Był nadzwyczaj przytomny, czekał na moją wizytę z utęsknieniem, tak wyczytałem na Jego twarzy... Po udzieleniu sakramentów porozmawialiśmy trochę o Bożych sprawach, a potem umówiliśmy się na Eucharystię w Jego mieszkaniu w najbliższą sobotę. Nie mogłem przewidzieć wtedy, że ta Eucharystia będzie sprawowana w dniu Jego pogrzebu...

Znowu, tak jak w Jego mieszkaniu, przez ostatnie miesiące przy łożu cierpienia, staniemy przy ołtarzu Pana, aby wielbić Jego imię. Tym razem będziemy celebrować Najświętszą Ofiarę będąc zjednoczeni w miłości do jednego Pana; ja jeszcze po tej stronie życia, a On już oglądający Tego, który był sensem Jego kapłańskiego istnienia...

Ze czcią całuję Twoje kapłańskie, umęczone dłonie, Boży Kapłanie. Proszę Cię o wstawiennictwo u naszego Pana, którego już oglądasz, za nasz Kościół, Jego Pasterzy, kapłanów, dla których stałeś się przykładem i za lud Boży, tak bardzo pragnący autentycznych kapłanów.

Do zobaczenia, daj Boże, w niebie.

Ks. Tomasz Bomba

(Tekst zamieszczony na stronie internetowej Tygodnika Katolickiego „Niedziela” http://www.niedziela.pl/)

 

*     *     *

Homilia Mszy świętej pogrzebowej śp. ks. infułata Jacka Kazimierza Żórawskiego

„Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje”.

Mt. 16,24 – słowa Jezusa wypowiedziane do swoich uczniów

Ekscelencjo, nasz kochany Arcypasterzu

Księże Biskupie Ryszardzie

Drodzy Bracia w Kapłaństwie

Siostry Zakonne

Rodzino Zmarłego i Wy Siostry i Bracia w Chrystusie!

Wiedzeni potrzebą serca, tak licznie zgromadziliśmy się w dostojnej Katedrze Zamojskiej, aby z głęboką wiarą i wdzięcznością uczestniczyć w religijnej posłudze wobec zmarłego naszego brata, kapłana, księdza Kazimierza Jacka Żórawskiego, wieloletniego proboszcza tutejszej czcigodnej świątyni. Zwartym kręgiem kapłanów i wiernych otaczamy ołtarz, by sprawować Eucharystię za zmarłego kapłana, a także dziękować Bogu za dar kapłaństwa Chrystusowego pozostawiony w Kościele. Zaś zmarły ks. infułat Jacek Żórawski, którego ciało jest pośród nas, obecnie – jak sądzę – uczestniczy już w niebiańskiej, przedziwnej Eucharystii, u stóp Chrystusa Zbawiciela, któremu wiernie służył w kapłaństwie blisko 56 lat.

Kochani. W przygotowanej homilii Słowo Boże będę łączył ze słowem ludzkim dotyczącym życia i posługi kapłańskiej naszego zmarłego brata. Będę przemawiał jako naoczny świadek. Bóg tak chciał, że nasze drogi życiowe, droga ks. Jacka i moja, połączone są miejscem pochodzenia. Wzrastaliśmy na Ziemi Urzędowskiej, w cieniu pięknego kościoła parafialnego pw. św. Mikołaja i św. Otylii. Tu zrodziło się i dojrzewało powołanie kapłańskie. Ksiądz infułat wzrastał w rodzinie inteligenckiej o bogatych tradycjach religijnych i patriotycznych. W tym domu Bóg był na pierwszym miejscu, a miłość Ojczyzny przejawem życia każdego dnia. Ta atmosfera domowa miała decydujący wpływ na ukształtowanie osobowości pięknego człowieka... przyszłego kapłana, by mógł wypełnić wielkie zadania, do których powoła go Jezus Chrystus. W tej atmosferze domu rodzinnego kształtowała się odpowiedzialność za obecność Boga nie tylko w jego własnym życiu, ale także za obecność Boga w życiu narodu... odpowiedzialność za Kościół w Ojczyźnie, przed którym pojawiły się czarne chmury ateistycznego komunizmu... odpowiedzialność za wiarę Polaków...

 

Ks. Jacek Żórawski z Ojcem Świętym Janem Pawłem II

 

Po czteroletnim wspólnym pobycie w lubelskim Seminarium Duchownym, gdzie jako starszy kolega był dla mnie wzorem gorliwości i troski o dobre przygotowanie do kapłaństwa, Bóg zechciał, aby nasze drogi w kapłaństwie spotkały się i zjednoczyły na Zamojszczyźnie i w samym Zamościu. Ksiądz Jacek Żórawski był kapelanem Sióstr Franciszkanek, najpierw w Zamościu na Żdanowskiej, a później w Klemensowie w parku. Ja natomiast od 1953 r. byłem wikariuszem Kolegiaty Zamojskiej, a później rektorem i proboszczem kościoła św. Michała w Zamościu. Od tej pory, mogę powiedzieć, stałem się świadkiem życia kapłańskiego i posługi kapłańskiej księdza Jacka... Dość często odwiedzaliśmy się, spędzaliśmy długie godziny na rozmowach na tematy bieżące. Towarzyszyłem ks. Jackowi w różnych wyjazdach krajowych i zagranicznych... W sposób szczególny nasze drogi kapłańskie zjednoczyły się, gdy ksiądz Kazimierz Jacek Żórawski został mianowany proboszczem Kolegiaty Zamojskiej i Dziekanem Zamojskim. Odtąd zaistniała ścisła współpraca duszpasterska, wspólna troska i wspólna odpowiedzialność za wiarę zamościan, za bezpieczeństwo duchowe wiernych.

Kochani. Jak można krótko powiedzieć, jak można wyrazić się o śp. ks. Infułacie?

Przede wszystkim: to był wspaniały człowiek... święty kapłan... gorliwy duszpasterz... troskliwy administrator. Tajemnica jego życia kapłańskiego – to cierpienie, to ciężki krzyż choroby od diakonatu, poprzez całe życie kapłańskie. Tajemnica cierpienia...

Wspomnienie księdza infułata kojarzy się zwykle z kapłanem w podeszłym wieku, o ascetycznej twarzy, z trudnościami w poruszaniu się...

Kochani. To był kiedyś bardzo zdrowy człowiek, pełen życia i energii: wysoki... przystojny... inteligentny... koleżeński. Sądzę, że nie popełnię niedyskrecji, jeśli powiem, że niejedna dziewczyna z gimnazjum w Kraśniku, do którego ks. Jacek uczęszczał, chciała zwrócić na siebie jego uwagę i zyskać względy, myśląc o wspólnej przyszłości. A on dla wszystkich uprzejmy i kulturalny, nie reagował na piękno młodego wieku, młodej dziewczyny. Jego oczy już wtedy były zapatrzone w Jezusa Chrystusa Zbawiciela, który wzywał go do współpracy... coraz głośniej pukał do jego serca, i szeptał: „pójdź za Mną, pójdź za Mną”. Kapłaństwo stało się jego marzeniem... To jego szczęście. Pamiętam, jak był uskrzydlony w Seminarium posługą diakona. Diakonat to pierwszy krok uczestnictwa w kapłaństwie Chrystusa, zwiastun, że już niedługo święcenia... kapłaństwo... Stanie się drugim Chrystusem... Będzie narzędziem w Jego ręku... Przez niego Jezus będzie uświęcał, będzie zbawiał...

Radując się bliskością kapłaństwa nie wiedział... nie spodziewał się, że będzie ono naznaczone krzyżem choroby, krzyżem cierpienia. Do młodego, pełnego sił i zapału diakona przez najbliższe wydarzenia Jezus skieruje słowa, które wypowiedział kiedyś do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. A stało się to we wrześniu 1950 roku. Jako diakon towarzyszył księdzu biskupowi w wizytacjach kanonicznych parafii w okolicach Chełma. Tam zaraził się wirusem Heinego-Medina... Niezmiernie ostry atak – wielkie porażenie układu nerwowego. Kiedy odwiedziłem księdza Jacka w Lublinie w szpitalu przy ul. Staszica, oddział neurologiczny, leżał na łóżku jak kłoda. W tak trudnej sytuacji nie widziałem w jego zachowaniu postawy buntu, czy rozpaczy. Nie słyszałem pytania: dlaczego? Z pewnością on już rozumiał słowa Jezusa: kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje... I tak było przez całe jego życie. Pamiętam, jak mówił z pokorą: proszę Boga abym mógł odprawić przynajmniej jedną Mszę świętą. Jak wiemy, Bóg sprawił, przez wyjątkową troskę lekarzy specjalistów, że diakon Żórawski mógł przyjąć święcenia kapłańskie i przez 56 lat mógł służyć gorliwie Bogu i ludziom... Choć choroba w swoich groźnych skutkach pozostała do końca życia. Wielka tajemnica krzyża w życiu ks. infułata... wielka tajemnica cierpienia... Ale jakże błogosławiona w skutkach...

Oto 23-letnia gorliwa posługa kapelana wśród Sióstr Franciszkanek w Klemensowie, w międzyczasie została połączona z owocną posługą duszpasterską wobec mieszkańców pobliskich miejscowości. Pamiętam wielką radość księdza Jacka, kiedy dzięki wrodzonej jego inteligencji, dzięki umiejętności perswazji wobec decydentów i dzięki szczególnej pomocy Bożej, otworzył w Klemensowie publiczną kaplicę dla wiernych, adaptowaną z budynków gospodarczych. Kaplica stała się błogosławieństwem dla wiernych i bardzo prężnym ośrodkiem duszpasterskim. Cierpienie połączone z modlitwą i wytrwałą troską pasterską wydało prześliczne owoce. Wtedy wielka radość rozpierała jego serce. Można by włożyć w jego usta słowa św. Pawła Ap. z Listu do Rzymian: „Bracia: Jeżeli Bóg jest z nami, któż przeciwko nam... Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8,31). Oto wielka radość płynąca z kapłańskiego życia, oto wielka radość płynąca z realizacji powołania kapłańskiego w imię Jezusa i mocą Jezusa i Jego Matki Maryi.

Kochani. Czas szybko mijał. Kiedy 20 września 1976 r. Bóg odwołał na wieczną służbę wspaniałego i niezapomnianego proboszcza Kolegiaty Zamojskiej śp. ks. kan. Franciszka Zawiszę – na jego miejsce, dekretem biskupa lubelskiego ks. prof. Bolesława Pylaka, powołał ks. Kazimierza Jacka Żórawskiego. Jemu zlecił troskę duszpasterską tak ważnej parafii dla Zamościa i Zamojszczyzny. A były to lata trudne, a jednocześnie bardzo ciekawe. Lata wielkich przemian i wielkich wydarzeń... Kiedy to na stolicę Piotrową w Rzymie Bóg powołał kard. Karola Wojtyłę z rodu Polaków i jemu zlecił troskę o cały Kościół Chrystusowy... Lata pielgrzymek Jana Pawła II do naszej Ojczyzny, które wstrząsnęły duchem Narodu. Lata protestów społecznych w naszej Ojczyźnie... lata rodzenia się ruchu „Solidarności”, który skruszył łańcuchy zniewolenia Polaków, a także obudził ruch wolnościowy w całym „bloku wschodnim”... Lata „Solidarności” i stanu wojennego... Lata wielkich przemian, zmagań ideologicznych i politycznych... Wreszcie rok 1992, rok historyczny, rok utworzenia diecezji zamojsko-lubaczowskiej. W takich to latach ciekawych, a jednocześnie trudnych i odpowiedzialnych Bóg zlecił ks. Jackowi Żórawskiemu troskę duszpasterską jako proboszczowi Kolegiaty i dziekanowi zamojskiemu.

Kochani. Mimo ograniczeń zdrowotnych, ksiądz Żórawski zabrał się energicznie do pracy parafialnej, wspomagany gorliwą posługą księży wikariuszy. Wkrótce stał się duchowym ojcem i przewodnikiem duchowym dla parafian i dla całego dekanatu. Miał oczy szeroko otwarte na potrzeby duchowe i materialne parafii. Starał się wszystkiemu zaradzić... budowy zaplecza duszpasterskiego dla księży i parafii... różne prace remontowe... Ale oczkiem w głowie dla ks. infułata była Kolegiata, nie tylko jako wspaniały zabytek architektury, ale przede wszystkim jako dom Boży i brama do nieba dla parafian. Z wielką troską zadbał o jej bezpieczeństwo poprzez trudne prace konserwatorskie i remonty, jak też o jej należyty wygląd zewnętrzny i wewnętrzny. Troszczył się o Kolegiatę, jak najlepsza matka troszczy się o swoje ukochane dziecko.

Kochani. To wszystko jest wam doskonale znane, szczególnie ludziom starszym. To wszystko działo się na waszych oczach – ja tylko ogólnie wspominam. Jednak największa troska ks. infułata – to duszpasterstwo... to służba Boża przy ołtarzu i w konfesjonale... to głoszenie słowa Bożego... sprawowanie Eucharystii, największego daru Boga dla człowieka... to posługa pojednania człowieka z Bogiem, jego nawrócenie, jego uświęcenie, jego zbawienie. Służba Bogu i człowiekowi... chwała Boża i zbawienie człowieka – to pasja całego życia kapłańskiego ks. infułata. Z pewnością wiele razy w życiu naszym tego doświadczaliśmy i korzystaliśmy z jego posługi.

Kochani. Piękne, chociaż trudne i pracowite, było całe życie kapłańskie ks. infułata Żórawskiego. Jednak uwieńczeniem całego jego kapłańskiego życia były ostatnie lata ciężkiej choroby, cierpienia i bólu, który przyjmował i znosił ze spokojem jako wolę samego Boga. Mówił: „widocznie tak Bóg chce”. Dźwigał krzyż cierpienia przez całe życie kapłańskie, aż... na kalwarię swojego życia posłuszny wezwaniu Pana: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech zaprze się samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje... Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek choćby cały świat zyskał, a na swojej duszy poniósł szkodę”. W środę popielcową wieczorem, w Szpitalu Jana Pawła II przyjął sakramenty święte. Posilony ciałem Chrystusa na drogę do wieczności, obdarzony absolucją generalną i błogosławieństwem apostolskim z odpustem zupełnym na godzinę śmierci – w ręce Boga, dobrego Ojca oddał swoją duszę. Świadomie... w ścisłej łączności z Bogiem odszedł z tego świata, by zacząć nowe życie, życie wieczne. I tu trzeba przytoczyć słowa Boga zaczerpnięte z dzisiejszego pierwszego czytania z Księgi Mądrości. One tak bardzo odnoszą się do zmarłego księdza Infułata: „Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli. Zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie... a oni trwają w pokoju... Bóg ich bowiem doświadczył... i przyjął ich jak całopalną ofiarę... Łaska bowiem i miłosierdzie dla Jego wybranych.” (Mdr 4,7).

Dzięki Ci Księże Infułacie za twe piękne życie kapłańskie, za przykład bezgranicznej wiary i miłości do Boga i do Kościoła świętego.

Dziękujemy za przykład ofiarnej i pełnej odpowiedzialności pracy kapłańskiej i miłości duszpasterskiej.

Swoją obecnością, serdeczną modlitwą i pełnym uczestnictwem w ofierze Mszy świętej dziękują Ci parafianie i wszyscy, którzy korzystali z Twojej posługi kapłańskiej.

Błogosławione są Twoje usta, które głosiły Słowo Boże i niosły słowa umocnienia i pociechy.

Błogosławione są Twoje dłonie, które składały się do modlitwy, błogosławiły i czyniły dużo dobra.

Błogosławione Twoje udręczone i skołatane nogi, które nosiły Cię, byś mógł pełnić posługę duszpasterską.

Błogosławione Twoje serce, które tak bardzo ukochało Boga i człowieka.

Niech Jezus Chrystus Najwyższy Kapłan, nasz Bóg i Zbawiciel przygarnie Cię do Siebie i obdarzy szczęściem nieba.

 

Ks. Eugeniusz Goliński

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |