|
||
|
||
Jarosław Andrzej Gozdalski
Nikodem Gozdalski w pamięci wnuka
Pewnego jesiennego popołudnia 1970 roku na urzędowskim rynku zatrzymał się samochód. Podróżujący nim mężczyzna zwrócił się do siedzących na ławce pań z zapytaniem: „Gdzie mieszka w Urzędowie pan Nikodem?” Panie bez wahania skierowały go na Rankowskie 43. O czym to świadczy? Świadczy to o tym, że Nikodem Gozdalski w środowisku urzędowskim nie był osobą anonimową i to zapewne nie tylko z racji rzadkiego imienia. Jego zasługi i pełnione funkcje powodowały, że był postacią znaną większości urzędowiaków. Jego dzieciństwo i młodość przypadły na okres zaborów i I wojny światowej. Urodził się 15 września 1897 r. jako czwarte z dzieci Pawła Gozdalskiego i Marianny z domu Chruścielewskiej. Kiedy miał 10 lat umarła mu matka. Już jako młody chłopiec zetknął się z okrucieństwem i śmiercią, które niosła wojna. Na jego oczach zginęła sąsiadka Barbara Chruścielewska, którą przypadkowa austriacka kula ugodziła prosto w usta w jej własnym domu. Wychowany w duchu patriotycznym, w 1917 roku uczestniczył w 3-miesięcznym wojskowym kursie podoficerskim w ramach POW, a następnie w rozbrajaniu żołnierzy austriackich na terenie Urzędowa, Dzierzkowic i Kraśnika. W listopadzie 1919 r. został wcielony do wojska polskiego i z korpusem żandarmerii wojskowej odbył całą kampanię wojenną polsko-bolszewicką w latach 1920–1921. W tym też okresie przez pewien czas był dowódcą posterunku żandarmerii wojskowej, usytuowanego pomiędzy Modliborzycami a Janowem Lubelskim. Po zakończeniu wojny został zdemilitaryzowany. W drodze powrotnej z Wołynia, za zaoszczędzony żołd, kupił na targu konia i już na oklep dotarł do domu.
Nikodem Gozdalski (siedzi drugi od lewej) jako dowódca placówki żandarmerii w 1921 r.
Po powrocie z wojny ożenił się w 1924 roku z panną Leokadią z Jagiełłów, z którą dochował się dwóch synów i córki. Pomimo dużych obciążeń finansowo-podatkowych gospodarstw rolnych w okresie II Rzeczpospolitej, spowodowanych reformą finansów przeprowadzoną przez Władysława Grabskiego, udało mu się powiększyć gospodarstwo do 36 mórg, rozwinął hodowlę bydła rasy „czerwona polska”, prowadził chów świń a okresowo w stajni było nawet 6 koni. Jako jeden z nielicznych w tym okresie uprawiał buraki cukrowe, dostarczając je furmankami najpierw do cukrowni w Opolu Lubelskim, później do punktu skupu w Świdniu, a tuż przed wojną na kolej w Budzyniu. Oprócz podstawowych zasiewów, tj. pszenicy, żyta, jęczmienia czy owsa, uprawiał koniczynę czerwoną i białą na nasiona, sprzedając je później na targach. Duży areał w strukturze zasiewów przeznaczał na rzepak – w niektórych latach nawet do dwóch hektarów – co przy zbiorze sierpem i omłotach tzw. świniarką, napędzaną kieratem, wymagało dużego nakładu pracy własnej, jak i siły najemnej. Dlatego też w gospodarstwie byli zatrudniani pracownicy sezonowi, w tamtym okresie nazywani „bandosami”. Zawsze też po zbiorach i po wykonaniu podorywek pole było obsiewane łubinem na tzw. nawóz zielony. Nikodem włączał się również w życie organizacji społeczno-gospodarczych Urzędowa. Był członkiem Spółdzielni Mleczarskiej „Podgórzanka”, Spółdzielni Spożywców „Jutrzenka”, Rolniczej Kasy Pożyczkowej, wstąpił w szeregi Polskiego Stronnictwa Ludowego „Wyzwolenie”, był członkiem Rady Parafialnej. Brał aktywny udział w budowie Domu Ludowego, za co został wyróżniony medalem. Pomimo ukończenia tylko szkoły powszechnej, umiał patrzeć perspektywicznie na życie i na rozwój swojej miejscowości. Świadczyć mogą o tym chociażby następujące fakty. Gdy w 1937 roku w Urzędowie zaistniała możliwość przeprowadzenia komasacji gruntów, był jej wielkim orędownikiem. Uważał bowiem, że pole powinno być wokół zabudowań gospodarskich, najlepiej w jednym kawałku, gdyż umożliwiałoby to lepsze, tańsze i wygodniejsze gospodarowanie. Niestety, opór społeczny był wówczas ogromny. Ludzie przywiązani do swoich „kiełbas i półćwiartków”, ciągnących się wielokrotnie na długości do 7 kilometrów a odziedziczonych po swoich dziadach i pradziadach, okupionych niejednokrotnie krwią w wyniku bójek i waśni sąsiedzkich o skrawek miedzy, nie wyobrażali sobie gospodarowania gdzie indziej i, jak to określali, na obcym polu. O ogromnym społecznym oporze, jaki towarzyszył dyskusji prowadzonej na ten temat podczas zebrań wiejskich, niech świadczy chociażby fakt, jaki miał miejsce na zebraniu w sołectwie Bęczyn. Otóż Nikodem Gozdalski, prowadząc agitację za komasacją z ramienia władz gminnych jako Główny Sołtys Gromady Urzędów, gdyż wówczas taką funkcję pełnił, w wyniku burzliwej dyskusji zmuszony został przez uczestników zebrania do ucieczki. Uchroniło go to niewątpliwie przed pobiciem. Ciekawostką jest fakt, że prym w tym wydarzeniu wiodły miejscowe niewiasty.
Tabliczka urzędu sołtysa w Urzędowie
Dokument podpisany przez sołtysa Nikodema Gozdalskiego
Inny fakt z tamtego okresu, świadczący o jego zabiegach o rozwój Urzędowa, to sprawa budowy nowego budynku szkolnego. Władze gminy, jak i całe społeczeństwo, widziały konieczność szybkiego rozpoczęcia takiej inwestycji, ponieważ baza lokalowa szkół była bardzo skromna i składała się tylko z dwóch małych drewnianych budynków w Rankowskim i Bęczynie oraz z kilku wynajmowanych lokali w obrębie Rynku. Wydawać by się mogło, że nic nie stało na przeszkodzie, aby jak najszybciej przystąpić do budowy. Problemem jednak była lokalizacja. Jak to bywa w naszym urzędowskim zwyczaju, każde środowisko chciało mieć szkołę jak najbliżej swojego miejsca zamieszkania. Jedni chcieli budować za Domem Ludowym, drudzy na Mikuszewskim przy drodze do Opola, inni przy ulicy Wodnej i jeszcze w kilku innych miejscach. Dyskusjom i zebraniom nie było końca, a zasadnicza sprawa oddalała się z roku na rok. Nie mogąc ścierpieć przedłużającej się sytuacji, mając na uwadze wcześniej prowadzone rozmowy z właścicielami dwóch działek o powierzchni 7465 m2 przy ulicy Wodnej (obecnie nr 24) po byłym szpitalu dla ubogich, prowadzonym przez fundację „Schronisko dla ubogich starców i kalek w Urzędowie”, w porozumieniu tylko z ówczesnym sekretarzem gminy, jako sołtys Gromady Urzędów pojechał w 1938 roku do Warszawy i zawarł umowę z fundacją dotyczącą sprzedaży działki, a następnie uzgodnioną kwotę 4000 zł wpłacił pełnomocnikowi fundacji mgr. Franciszkowi Bałkowowcowi z Lublina. Pieniądze pochodziły z podatków, które wpłacali dzierżawcy zamieszkujący w większości w Rynku a uprawiający nieduże działki ulokowane przeważnie wzdłuż wygonów, będące własnością gminy. Tym samym przerwał jałowe dyskusje a władze gminne postawił przed faktem dokonanym, wobec czego nie pozostało im nic innego jak podpisanie aktu notarialnego, co miało miejsce u notariusza w Kraśniku dnia 20 czerwca 1939 roku. Tak więc nietuzinkowej decyzji, jaką podjął wówczas Nikodem Gozdalski, zawdzięczamy lokalizację obecnej szkoły. Po usunięciu najważniejszej przeszkody można było przystąpić do budowy szkoły. Niestety, wybuch II wojny światowej przekreślił realizację marzeń społeczeństwa o rozpoczęciu budowy szkoły aż do 1946 roku. Wojna to szczególny, tragiczny okres dla każdego narodu, jak i dla każdej rodziny i człowieka. W tych trudnych latach Nikodem również nie pozostawał na uboczu wydarzeń. Pełnił w dalszym ciągu funkcję sołtysa Gromady Urzędów. Jako sołtys musiał wykonywać polecenia ówczesnych władz okupacyjnych, ale również ruchu oporu. W rozwiązywaniu wielu trudnych spraw ludzkich, których w okresie wojny nie brakowało, kontaktował się i współpracował z księdzem proboszczem Janem Łazickim. Od samego początku powstania podziemia na terenie Urzędowa był jego członkiem. Wstąpił w szeregi AK, udostępniał swoje konie do przewozu partyzantów, ukrywał wykonawcę wyroku na dowódcę SS w Kraśniku. Człowiek ten, prawdopodobnie o nazwisku Pacanowski, pochodził z poznańskiego i nosił pseudonim „Luśnia”. 20 grudnia 1943 roku po złożeniu donosu przez jednego z mieszkańców Rankowskiego, że u Nikodema ukrywają się Żydzi, w jego zagrodzie Niemcy przeprowadzili rewizję. Nie znaleźli ani Żydów, ani gospodarza, mimo to w trakcie przeszukania pobili żonę i starszego syna Eligiusza. Po bitwie, jaka miała miejsce w Urzędowie na Górach, Rankowskim i Zakościelnym 24 lipca 1944 roku pomiędzy partyzantką urzędowską a Ukraińcami z SS-Galizien, został wzięty do niewoli przez wycofujący się w kierunku Skorczyc oddział własowców. Udało mu się uciec z konwoju między Liśnikem a Gościeradowem. Wykorzystał przychylność jednego z kozaków, którą zyskał w zamian za nowe oficerki, które miał na nogach. Ukrainiec ten zasłonił go koniem przed innymi, co umożliwiło mu schowanie się pod drewnianym mostkiem. Po przejściu całego taboru, na bosaka wrócił do domu. W 1944 r. po wkroczeniu wojska radzieckiego do Urzędowa władzę w gminie przejęli ludzie związani z PPR. Przewodniczącym Gminnej Rady Narodowej został Piotr Gruchalski. Nikodem, podobnie jak wielu innych, stał się dla nowych władz osobą niewygodną. Kiedy przyjaciele ostrzegli go, że jest na liście osób przewidzianych do aresztowania przez NKWD, zaczął się ukrywać. Uratowało go to zapewne przed wywózką na Sybir. Pod jego nieobecność, w listopadzie 1944 r., NKWD aresztowało żonę i starszego syna. Po przesłuchaniach w urzędowskim areszcie żona została zwolniona, a syn wraz z dwoma innymi urzędowiakami: Franciszkiem Mokszyńskim i Wiktorem Gozdalskim, został odstawiony piechotą do aresztu w Chodlu. Tutaj był brutalnie bity w kolana i w głowę laską zakończoną metalową kulą przez przesłuchującego go enkawudzistę. Po sześciu dniach został zwolniony. Sam Nikodem ukrywał się w Janowie, korzystając z pomocy dawnego sekretarza gminy z czasu wojny nazwiskiem Niemiec, a także pani Winiarczyk, przebywając w jej mieszkaniu przy ulicy Zamojskiej oraz we młynie w Potoku Wielkim. Od wiosny 1945 roku ponownie ukrywał się na kolonii Ratoszyn u kolegi z czasów wojny polsko-bolszewickiej Adama Stępniaka i jego rodziny Józefa i Jana. Ukrywając się w Ratoszynie nie zaniedbywał gospodarstwa. Przychodził na pole, na które przyjeżdżał pomagający w gospodarstwie Stefan Kochański i razem pracowali. Do domu wrócił latem 1945 r., kiedy minęło niebezpieczeństwo aresztowania, po ogłoszeniu przez nowe władze amnestii. Po rezygnacji w kwietniu 1945 r. z funkcji przewodniczącego Rady Piotra Gruchalskiego nastąpił ponad dwumiesięczny okres anarchii na terenie gminy. W dniu 1 lipca 1945 roku odbyło się posiedzenie Rady, na którym nastąpiła gruntowna wymiana radnych a Nikodem Gozdalski objął funkcję przewodniczącego. Jedną z pierwszych decyzji nowej Rady było zmniejszenie kontyngentów nakładanych na rolników. Rada podejmowała sprawę remontu dróg w gminie. Nawieziono kamień na budowę drogi na ulicy Wodnej. Dużą uwagę poświęcano oświacie. 22 stycznia 1946 r. Rada powołała Gminną Komisję Oświatową. Na jej czele stanął Nikodem Gozdalski a członkami między innymi byli Stefan Peimel, ks. proboszcz Jan Łazicki i dr Józef Ściegienny. Głównym zadaniem tej komisji była budowa nowych budynków szkolnych w Urzędowie i Ewuninie.
Nikodem Gozdalski i ks. Jan Łazicki (Urzędów, wiosna 1956 r.)
Nikodem Gozdalski jako przewodniczący doprowadził do ustabilizowania sytuacji w Radzie Gminy. Uporządkowano sprawy dokumentacji gminy, świadczą o tym należycie pisane protokoły z posiedzeń Rady i Komisji. Sytuacja gminy nie była jednak łatwa. Trudno było o pieniądze i materiały budowlane. Brakowało nawet pieniędzy na opłatę czynszu za wynajmowane lokale na szkoły i pensje dla nauczycieli. Do tego dochodziły takie zdarzenia, jak napady na gminę. Do jednego z nich doszło 26 kwietnia 1946 r. kiedy to kilku nieznanych domownikom mężczyzn wtargnęło w nocy do domu Nikodema, zmusiło go do udania się do woźnego Andrzeja Steca, który otworzył im budynek władz gminy a następnie okradło kasę gminną i zniszczyło dokumenty. Ponadto powiatowa, jak i wojewódzka władza ludowa z niechęcią odnosiły się do Urzędowa, bastionu AK, nazywanego przez niektórych „Londynem”, w związku z czym wszelkie podejmowane inicjatywy były blokowane. Z upływem czasu władza ludowa umacniała jednak swoją pozycję. Na sesji 10 października 1948 r. radny Iskra, pochodzący z Moniak, odczytał pismo przywiezione przez urzędnika Powiatowej Rady Narodowej, z którego wynikało, że Nikodem Gozdalski posiada ziemię w ilości 12 hektarów 47 arów i jest kułakiem. Równało się to z utratą pełnionej funkcji. Jednocześnie nastąpiła ponowna wymiana całej Rady z powrotem na osoby związane w większości z nowym ustrojem. Po tym fakcie Nikodem wycofał się z życia politycznego gminy. Zajął się pracą w gospodarstwie i kształceniem dzieci. Uważał bowiem, że jest to najlepsza inwestycja w ich przyszłość. Starszy syn Eligiusz ukończył studia leśne w SGGW w Warszawie, młodszy Marian weterynarię na AR w Lublinie, córka Stefania stomatologię na AM w Szczecinie. Nie było to łatwe, bowiem jako dzieci kułaka nie miały wstępu na uczelnie. Musiały najpierw podjąć pracę jako robotnicy, żeby móc zdawać egzaminy wstępne na studia. Żeby to zrealizować trzeba było wyjechać daleko, by ukryć swoje pochodzenie. Nikodem uczestniczył jedynie w zebraniach wiejskich i spółdzielni mleczarskiej. W 1960 r. był delegatem na zjazd Wojewódzkiego Związku Spółdzielni Mleczarskich w Lublinie. Żeby poprawić wydajność mleczną krów propagował sztuczną inseminację zwierząt. Z jego inicjatywy pierwszym inseminatorem na terenie Urzędowa został Józef Kasiak z Rankowskiego. Swoje bydło wystawiał na wystawach rolnych na terenie powiatu kraśnickiego. Służył radą i pomocą wielu ludziom, którzy przychodzili do niego ze swoimi problemami. Mimo że nie prowadził działalności politycznej, nie przestał interesować się wydarzeniami politycznymi. Prenumerował gazety: „Gromadę Rolnik Polski” i „Agrochemię”. W domu czytane były najważniejsze pozycje literatury polskiej np. Quo vadis, Trylogia, Pan Tadeusz, Zemsta, Śluby panieńskie, utwory Jana Kochanowskiego i Marii Konopnickiej. Nikodem lubił podyskutować z kolegami o tym, co dzieje się w gminie i w kraju. Okazją do takich rozmów były spotkania u fryzjera Wziątka, gdzie co tydzień przy okazji strzyżenia dyskutowano o polityce. Mocno zapadły one w pamięć wnuka, bowiem często zabierał go ze sobą. W 1956 r. stanął w obronie księdza proboszcza Łazickiego, który po dwudziestu pięciu latach posługi kapłańskiej został znieważony przez parafian w wyniku czego opuścił Urzędów, przenosząc się do Dysa. W 1958 r. Nikodem otrzymał list od księdza Łazickiego rozpoczynający się od słów „Mój najserdeczniejszy przyjacielu”. Te trzy słowa były dla niego ważniejsze niż jakiekolwiek inne splendory. W 1960 roku przedmieściem Rankowskim wstrząsały pożary. Na wiosnę spłonęły budynki od Chudzickich do Brożków. We wrześniu spłonęły zabudowania gospodarcze Nikodema i jego sąsiada Lucjana Chruścielewskiego wraz ze zwierzętami. Ocalał tylko dom z obórką, który w 1969 roku przeniesiony został do skansenu w Lublinie, gdzie do dzisiaj można go oglądać jako przykład typowego budownictwa osiemnastowiecznego Urzędowa [prezentujemy go na okładce „Głosu” – Redakcja]. W skansenie urządzono w nim warsztat pracy garncarza. Wcześniej, bo w 1963 r., Nikodem rozpoczął budowę nowego, murowanego domu. Życie Nikodema Gozdalskiego przypadło na czasy trudne dla Polski i Polaków, wymagające dokonywania wielu wyborów życiowych. Nikodemowi zawsze w jego czynach i wyborach przyświecały słowa „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Zmarł po kilkuletniej chorobie na początku stanu wojennego, 6 stycznia 1982 r. Dziś wiem, że to, co we mnie najlepsze zawdzięczam nie tylko rodzicom, ale przede wszystkim dziadkowi, który przez lata wychowywał mnie i traktował jak swoje czwarte dziecko.
|
||
|
||
|