Głos Ziemi Urzędowskiej 2007


Remigiusz Janowski

 

Wspomnienia lekarza wiejskiego

 

Gdy Pan Edward Ciosmak zaproponował mi napisanie wspomnień z czasów, kiedy pracowałem w Wiejskim Ośrodku Zdrowia w Moniakach, przyjąłem to z dużą radością.

Mam świadomość, że jest to bardzo trudne zadanie, bowiem po kilkudziesięciu latach pewne obrazy i sytuacje zatarły się w pamięci. Zapewne niewiele jest osób, które mnie jeszcze pamiętają.

W pierwszym odruchu chciałem odwiedzić te miejsca, ale szybko z tego zrezygnowałem. Teraz zapewne wszystko wygląda inaczej i lepiej będzie, jeżeli to uczynię po napisaniu tych słów.

W roku 1968, po ukończeniu studiów medycznych, przyjechałem do Kraśnika Fabrycznego na staż podyplomowy. O wyborze tym zdecydowała ranga szpitala w Kraśniku Fabrycznym, głównie zaś wybitni specjaliści: chirurg Lech Domański i internista Jerzy Meissner, ponadto doktorzy – Zbigniew Dankiewicz, Janusz Spoz, Leokadia Kraińska. Wierzyłem, że w takim miejscu szybko zdobędę niezbędną do samodzielnej pracy wiedzę praktyczną. Nie bez znaczenia był fakt, że w Lublinie dla przeciętnego lekarza zdobycie pracy graniczyło z cudem. Wreszcie chciałem być bliżej dziewczyny, z którą chciałem związać się na całe życie. Katarzynę bardzo kochałem i pragnąłem ją jak najszybciej poślubić.

W szpitalu rozpocząłem specjalizację na oddziale internistycznym. Równocześnie pełniłem dyżury w szpitalu i Pogotowiu Ratunkowym w Kraśniku. Po pewnym czasie podjąłem dodatkową pracę w Ośrodku Opieki Społecznej w Popkowicach. W tym czasie poznałem doktora Havelkę, który stał się dla mnie dużym autorytetem. To on zachęcał mnie do pracy w wiejskim ośrodku zdrowia. Nawiasem mówiąc, jego odejście było dla nas, młodych lekarzy, wielkim ciosem i niepowetowaną stratą.

W Kraśniku brakowało jednak bardzo ważnej rzeczy – mieszkań dla lekarzy stażystów. Dlatego chętnie wykorzystałem szansę pracy na wsi (w Moniakach), po doktorze Kotlińskim, który objął stanowisko dyrektora w PSSE.

W 1970 roku ze skierowaniem przyjechałem do Moniak. Tym samym zostałem kierownikiem Ośrodka Zdrowia i rozpocząłem pierwszą samodzielną pracę lekarza. Również moi koledzy, lekarze stażyści uczynili podobnie: lek. Grzegorz Misztal rozpoczął pracę w Dzierzkowicach, a lek. Stanisław Pyź w Liśniku, gdzie pracuje do dnia dzisiejszego.

Przyjście do Ośrodka Zdrowia było wielkim wyzwaniem zawodowym i życiowym. Samodzielny kontakt z pacjentami, często wielkie decyzje, olbrzymia odpowiedzialność i konieczność stałego dokształcania się. Przy tego rodzaju pracy, w dodatku w kilku miejscach – bo dyżury utrzymałem i również dojeżdżałem do Popkowic – kontynuowanie specjalizacji wymagało wielkiego wysiłku. Ale dawałem sobie z tym doskonale radę i sprawiało mi to olbrzymią satysfakcję. Dostałem też, po raz pierwszy w życiu, samodzielne mieszkanie i tym samym poprawiła się zdecydowanie moja sytuacja materialna. Wszystko to pozwoliło mi na zawarcie związku małżeńskiego z Katarzyną. W kilka lat po ślubie, narodził się nam syn Rafał.

 

 

Remigiusz Janowski (z prawej) oraz Edward Ciosmak w gabinecie lekarskim przy ul. Juranda w Lublinie

 

 

Ośrodek Zdrowia w Moniakach mieścił się w skromnym budynku przeznaczonym przed laty dla zarządcy majątku. W PRL majątek ten przypadł w udziale Spółdzielni Produkcyjnej, która zajmowała główny reprezentacyjny budynek dawnego dworu, nawiasem mówiąc, o który nikt specjalnie nie dbał i był on w stanie ruiny. Ośrodek Zdrowia posiadał gabinet lekarski, zabiegowy, poczekalnię i dwa mieszkanka – dla lekarza i pielęgniarki. Pielęgniarka wkrótce wyszła za mąż i opuściła Moniaki. Personel mojego ośrodka to również położna zamieszkująca w Moniakach, dentystka i pracownicy gospodarczy. Rejon mojego działania był stosunkowo nieduży, liczył nieco ponad 2000 mieszkańców i obejmował: Moniaki, Boby, Mikołajówkę, Kozarów, Natalin i Wierzbicę. Do Ośrodka Zdrowia zgłaszali się również pacjenci z odległych miejscowości, takich jak Chruślina i inne.

W niedługim czasie, po reorganizacji administracji samorządowej, zlikwidowano w Moniakach Urząd Gminy. Budynek po urzędzie, w miarę nowoczesny, po adaptacji zajął Ośrodek Zdrowia. Warunki pracy i mieszkaniowe uległy zdecydowanej poprawie.

Satysfakcję z pracy w Moniakach, o której wspomniałem, zawdzięczam w dużym stopniu swoim pacjentom i ich rodzinom. Obdarzyli mnie dużym zaufaniem, pomagali w wielu codziennych sytuacjach. Ja natomiast odwzajemniałem się wielkim zaangażowaniem zawodowym, służyłem im pomocą również po godzinach pracy. Często ta pomoc dalece wybiegała poza obowiązki lekarza, co dawało mi dodatkową satysfakcję.

Równoczesna praca w szpitalu w Kraśniku Fabrycznym, gdzie kontynuowałem specjalizację, ułatwiała moim pacjentom kontakt ze specjalistą. Mnie dawała również podnoszenie kwalifikacji zawodowych.

Myślę, że korzystny dla pacjentów był punkt apteczny, który zorganizowałem w swoim gabinecie. Leki dostarczała mi apteka z Urzędowa, kierowana przez mgra Henryka Dąbrowskiego. Zaprzyjaźniłem się z panem magistrem. Miło wspominam wspólną z nim wyprawę do Egiptu. W owych czasach było to wydarzenie dużego formatu. Wiem, że mgr Dąbrowski do dnia dzisiejszego pracuje w Urzędowie.

Pracując kilka lat w Moniakach, będąc młodym lekarzem udało mi się osiągnąć spore sukcesy zawodowe. Nigdy nie zapomnę trafnego rozpoznania nietypowego zapalenia wyrostka robaczkowego u syna p. Brzuska. Tylko dlatego, że sprzeciwił się opinii chirurga a zaufał mojej diagnozie, operację przeprowadzono na czas z powodzeniem w szpitalu w Lublinie.

Z wielką przyjemnością wspominałem wizyty domowe, które odbywałem do domu chorego furmanką. Dawało mi to okazję do niekończących się rozmów i podziwiania krajobrazu. Tu wspomnę wizyty u ojca p. Solisa z Mikołajówki, czy Fiuka z Kozarowa, ale i setki innych.

Bardzo lubiłem swoją samodzielną pracę, kontakt z pacjentami i ich najróżniejszymi problemami. Dzięki swojemu zaangażowaniu miałem wśród społeczeństwa wielu przyjaciół i życzliwych ludzi. Wspomnę tu o swoich pracownikach: Zofii Łukasik, jej synu Januszu, Krystynie Podgórskiej, a ponadto najbliższych sąsiadach, o rodzinie: Brzusków, Mordzińskich, Koronów, Pietroniów, Ligęzów, a także Dobrowolskich, Solisów, Skórskich i wielu, wielu innych.

To wszystko wywarło na mojej psychice niezatarty ślad. Dlatego, kiedy naturalnym biegiem życia zawodowego musiałem wyjechać z Moniak, było mi bardzo trudno rozstać się z tym miejscem. Pozostawić tych ludzi, którym tak dużo zawdzięczałem i z którymi tak bardzo się związałem. Ciężko mi było pozostawić mojego psa – Morisa. Na szczęście zaopiekował się nim Janusz Łukasik.

Później losy mojego życia były bardzo burzliwe. Zwiedziłem niemal cały świat, przez wiele lat pracowałem w szpitalu w Misuracie w Libii, by na koniec wrócić do Lublina.

Jako pierwszy w rejonie założyłem NSZOZ, jestem jej prezesem. Nadal czynnie pracuję zawodowo. Jestem specjalistą chorób wewnętrznych i diabetologii. Mój syn Rafał również jest lekarzem i pracuje w szpitalu w Lublinie.

Kończąc, swoim byłym współpracownikom, moim byłym pacjentom i ich rodzinom, tym wszystkim, którzy mnie jeszcze pamiętają dedykuję te słowa wspomnień.

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |