Głos Ziemi Urzędowskiej 2007


Konstanty Wójcik

 

Urzędowiak w obronie Warszawy

 

Urodziłem się w 1920 r. Ten rocznik nie podlegał jeszcze poborowi do wojska, ale jako maturzysta odbywałem w sierpniu 1939 r. obowiązkową miesięczną służbę w Junackim Hufcu Pracy w Lidzbarku Welskim nad pruską granicą. Batalion Hufca składał się z trzech kompanii. Jedną kompanię stanowili junacy z cenzusem, w tym dwaj maturzyści z Urzędowa: Aleksander Pomorski i ja.

Zajęcia w JHP polegały na budowaniu umocnień obronnych ze stali i betonu. Wobec braku zmechanizowanego sprzętu budowlanego, wszystkie prace, poczynając od wykopu a kończąc na zalewaniu szalunków masą betonową, były wykonywane przez junaków wyłącznie przy pomocy łopat i ręcznych nosiłek. Technologia robót wymagała ciągłości pracy na trzy zmiany. Wymagany pośpiech przy braku odpowiedniej kondycji niektórych maturzystów doprowadzał podczas panującego upału do drętwienia mięśni i półomdleń. Poczucie obowiązku wyniesione ze szkoły i harcerstwa nakazywało ukrywanie zmęczenia. Silniejsi wspomagali słabszych.

 

 

                                                      Autor wspomnień – fotografia współczesna (Konstancin, 2005 r.)

 

 

Prace te trwały również po pierwszym września, mimo utarczek przygranicznych. Ogromną satysfakcję sprawiło nam oglądanie pierwszych jeńców niemieckich.

Wieczorem 4 września, zagrożeni okrążeniem zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia niezdobytych przez Niemców pozycji naszego wojska. Zamieniliśmy łopaty na karabiny i, kierując się na Warszawę, przeszliśmy gehennę cofania w obronie przy wtórze ognia artyleryjskiego i bezsilności w obliczu bomb lotniczych i ognia koszącego broni maszynowej bezkarnie latających samolotów wroga.

Przez Sierpc, Płock i Puszczę Kampinoską, przy stracie kilku zaginionych, dotarliśmy do Warszawy w dniu 8 września. Tego dnia w godzinach popołudniowych niemiecka czwarta dywizja pancerna dotarła od zachodu do Warszawy w dzielnicy Ochota i z marszu natarła na polskie pozycje obronne. Następnego dnia Niemcy przerwali natarcie w godzinach przedpołudniowych na skutek poniesienia dużych strat w czołgach i przeszli na systematyczne bombardowanie miasta w dzień przez lotnictwo, a w nocy przez artylerię. Lotnictwo zrzucało bomby burzące i zapalające, stosując równocześnie ostrzał z broni maszynowej z wysokości 100 m nad ziemią. Podczas przemarszu naszej kompanii ulicami Warszawy na miejsce postoju w centrum Pragi z podziwem obserwowaliśmy zachowanie ludności cywilnej. Mieszkańcy stolicy, nie wyłączając kobiet, o różnym przekroju wieku, zawodu i pozycji społecznej, nie zważając na stałe zagrożenie lotnicze i artyleryjskie, z niespotykanym zapałem budowali barykady, rowy i zapory przeciwczołgowe pod nadzorem saperów (oficerów).

Kobiety dostarczały napoje, a nawet posiłki. Harcerki zapewniały opiekę sanitarną i doraźną łączność.

Za naszą jednomyślną zgodą zostaliśmy wcieleni do 61. Batalionu Saperów jako 3. Ochotnicza Kompania Saperów z Cenzusem.

Podobne ochotnicze kompanie powstawały żywiołowo, zasilane przez ludność cywilną. 13 września było już 16 kompanii. Jednostki ochotnicze realizowały zadania saperskie, jak np. rowy przeciwczołgowe, barykady, gasiły pożary, zajmowały się naprawą uszkodzonych urządzeń komunalnych czy trakcji elektrycznej.

Nasza kompania po jednodniowym przeszkoleniu została zatrudniona przy produkcji min. Miny wyprodukowane przez nas w ciągu dnia zakładaliśmy pod osłoną ciemności nocnych na przedpolu naszych linii obronnych. Podczas jednego z takich wypadów byliśmy przepuszczeni przez naszych żołnierzy na pierwszej linii obronnej, którą stanowił nasyp kolejowy. Stanowiska niemieckie znajdowały się za następnym nasypem kolejowym, odległym od pierwszego o około 200 metrów. Po założeniu min na tym terenie, zostaliśmy zatrzymani przez naszą linię obronną na skutek zmiany obsady stanowisk i zmiany hasła. Odgłosy zatargu doszły do linii niemieckich, powodując otwarcie ognia z broni maszynowej i artyleryjskiej, co unieruchomiło nas aż do wyjaśnienia sprawy przed świtaniem. Na szczęście wyszliśmy z tej zasadzki bez strat w ludziach.

Innym razem po powrocie z takiego wypadu zastaliśmy w gruzach naszą wytwórnię min. Kilkakrotnie zmienialiśmy kwatery zniszczone bombardowaniem lub pożarem, któremu sprzyjała konstrukcja budynków Pragi. Przeważnie były one drewniane lub posiadały stropy i dachy z drewna. Pożary nie oszczędzały również budynków w lewobrzeżnej Warszawie. Jadąc do gaszenia pożaru budynku na Krakowskim Przedmieściu widzieliśmy płonący dach Zamku Królewskiego. Płomienie obejmowały już wieżę z zegarem. Wywarło to na mnie niesamowite wrażenie zgrozy i bezsilności w działaniu. Nieco inne wrażenie wyniosłem podczas gaszenia pożaru fabryki czekolady „Wedel”, widząc jak żołnierze zbierają bryły czekolady z rozbitych kotłów (ja też napełniłem chlebak masą czekoladową).

Na przedmieściu praskim, gdzie nasza kompania miała miejsce postoju, nacierały jednostki niemieckie, które dotarły z Prus Wschodnich. Polegało to na stałym nieprzerwanym narastaniu ognia lotnictwa i artylerii z nękającego w metodycznie niszczący, a następnie na wzmożonych uderzeniach frontowych na nasze linie obronne. Główne nasilenie walk nastąpiło 21 września. 25 września flota 150 bombowców falami do godzin wieczornych niszczyła miasto. Na Pradze spaleniu uległ co drugi dom. Mimo wzmożonych uderzeń, nasze linie obronne nie ustąpiły z zajmowanych pozycji. Szturm generalny w dniu 27 września został również odparty bez strat terenowych na wschodnich obrzeżach Warszawy. Zdobyto jeńców, czołgi i działa.

Oswojenie z istniejącą sytuacją było tak znaczne, że patrząc na spadającą bombę lotniczą wyczuwałem jej miejsce upadku i uniknąłem w ten sposób zasypania przez gruz rozwalonego budynku. Nie zerwałem się w pośpiechu, gdy w sąsiednim pokoju wybuchł pocisk artyleryjski, lecz dopiero po opadnięciu pyłu obejrzałem skutki tego wybuchu. W końcowej fazie oblężenia mogłem spać przy znacznym nasileniu bombardowań.

Bardzo przykrą niespodzianką była dla mnie działalność dywersyjna V kolumny niemieckiej właśnie w stolicy naszego kraju. Snajperzy V kolumny strzelali z ukrycia na dachach domów do oficerów w pobliżu naszych kwater, a także wskazywali samolotom obiekty do bombardowań. Kilku z tych dywersantów zostało schwytanych i z miejsca rozstrzelanych.

Były również przypadki łamania dyscypliny wojskowej. Mianowicie, tuż przed kapitulacją nasza kompania została skierowana do rozpędzania maruderów usiłujących splądrować magazyn wojskowy. Dzięki naszej zdecydowanej postawie udało się opanować sytuację bez użycia broni i bez ofiar. Z jedzeniem i zapasami niektórych artykułów żywnościowych było chyba już krucho, skoro nasi kucharze zwiększali treściwość zupy, dorzucając do kotła połacie mięsa ciętego z zabitych koni.

Pragnę podkreślić, że w czasie obrony Warszawy działały banki, poczta, sklepy, apteki, wychodziły gazety. Ja podjąłem ze swojej Książeczki PKO zaoszczędzone 100 zł, za które kupiłem przybory do golenia, ciepłe skarpety, szproty w oliwie i inne artykuły.

Dowództwo Obrony Warszawy, uwzględniając brak amunicji, a także wody, pomimo efektywnego odparcia szturmu generalnego w dniu 27 września, postanowiło w godzinach popołudniowych tegoż dnia zawrzeć 24-godzinne zawieszenie broni i wszcząć rokowania nad warunkami kapitulacji. Podpisany w dniu 29 września akt kapitulacji ustalił, że oficerowie idą do niewoli honorowo z białą bronią, a szeregowi zostaną zwolnieni do domów po załatwieniu odpowiednich formalności. Ewakuacja kolumn miała być przeprowadzona do 3 października.

Żołnierze naszej kompanii nie byli poinformowani o zawieszeniu broni. Zaskoczeni ciszą ogniową i krążącymi bezpiecznie samolotami niemieckimi patrolującymi obszar miasta, w godzinach popołudniowych 27 września wylegliśmy z kwater z bronią i rozpoczęli huraganowy ostrzał samolotów aż do ostatniego posiadanego naboju, mimo interwencji nadbiegłego pułkownika, którego wyzywaliśmy od zdrajców. Wzburzeni do ostatnich granic wróciliśmy na kwaterę, gdzie jeden z kolegów zasiadł do pianina i uderzył w klawisze – popłynęła melodia „Roty”, wzmocniona gromkim, natchnionym chórem kompani saperów z cenzusem.

30 września oddziały z centrum Pragi złożyły broń w Porcie Praskim bez nadzoru ze strony niemieckiej, a nasza kompania otrzymała rozkaz pełnienia służby wartowniczej w tym porcie, gdzie oprócz złożonej broni, głównie w postaci kbk, w barakach znajdowała się żywność w postaci mąki, ryżu, cukru, kaszy oraz tytoń i papierosy. Podczas nocy pozwoliliśmy ludności opróżnić do czysta te zapasy, napełniając również własne plecaki i chlebaki cukrem, herbatą, tytoniem i papierosami. Kilku warszawskich kolegów saperów, korzystając z ciemności i znajomości miejsca, wybierało sprawną broń, głównie pistolety i rkm oraz amunicję, celem zamelinowania w znanych sobie kryjówkach. Pozostali demontowali niektóre elementy broni i wrzucali do basenu portowego.

1 października do portu wkroczył oddział niemiecki i przejął od nas służbę wartowniczą. Żołnierze naszej kompanii złożyli swoją broń na istniejący już stos, zachowując pasy, tornistry, chlebaki, manierki i menażki, a ponadto ogoleni i w wyczyszczonych do połysku butach, wyruszyli zwartym oddziałem, bez kilku z Warszawy i okolic, ulicami Pragi, przez most Kierbedzia do Cytadeli, żegnani zakłopotanymi, ale życzliwie współczującymi spojrzeniami warszawiaków.

Jeńców zgromadzonych w Cytadeli podzielono na dwie grupy, biorąc pod uwagę miejsce stałego pobytu oraz granicę dzielącą kraj linią Narwi, Wisły i Sanu w myśl umowy Ribbentropp–Mołotow o czwartym rozbiorze Polski. Z tych względów zostałem przydzielony do grupy jeńców zamieszkałych na wschód od tej linii demarkacyjnej. Następnego dnia pod konwojem doprowadzono nas do terenów wyścigów konnych w Ursynowie oraz do Góry Kalwarii. Umieszczono nas w sadach owocowych ogrodzonych drutem kolczastym bez żadnych zabudowań – był jedynie szałas i budki strażnicze dla konwojentów.

W Górze Kalwarii w błocie, przy padającym deszczu ze śniegiem, przebywaliśmy przez dwa tygodnie, skąd popędzono nas przez Radom w kierunku Puław.

W rozmowie z żołnierzami konwojującymi kolumny jeńców dowiedziałem się, że w myśl umowy, zawartej przez Związek Radziecki z Niemcami, jeńcy polscy zaliczani do grupy wschodniej zostaną przekazani do dyspozycji Armii Radzieckiej.

Powyższa informacja skłoniła mnie do podjęcia decyzji o ucieczce. Udało mi się tego dokonać w Puławach. Po wielu perypetiach dotarłem do Urzędowa.

 

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |