Głos Ziemi Urzędowskiej 2007


Ireneusz Płuska

 

Odkrycia w kościele urzędowskim

 

Prace remontowe, a prawie zawsze konserwatorskie, przy zabytkowych budowlach ujawniają często ciekawe odkrycia związane z historią budowli, dawnymi technikami murarskimi, lokalnymi zwyczajami, jak również mogą być nośnikami pamięci o ludziach ówcześnie żyjących i związanych z nimi faktach historycznych.

Nośnikami pamięci najczęściej są kościoły – nie tylko znane wielkie katedry we Francji czy w Niemczech bądź kościoły Rzymu, ale często także świątynie znacznie mniej znane. Przez dawność swej architektury, jej nawarstwianie się i jej symbolikę, także tablice inskrypcyjne i groby przypominają przeszłość. Niektóre kojarzą się z wydarzeniami zaszłymi w ich murach. Odkrycie niektórych przedmiotów jako nośników pamięci może wręcz zaskakiwać. I tak się zdarzyło w Urzędowie.

W trakcie prac remontowo-osuszających w kościele parafialnym, odsłonięto spod zawilgoconego tynku, w dolnych przyziemnych partiach murów, kilka bloków kamiennych z inskrypcjami sugerującymi tablice epitafijne, jak również umyślnie i starannie wykonane koliste miseczkowate zagłębienia.

Z problemem tym pospieszyła do mnie jesienią ubiegłego roku (2006) pani dr Małgorzata Ciosmak, wielce zasłużona miłośniczka historii i zabytków ziemi urzędowskiej, ze starannie wykonanymi zdjęciami fotograficznymi dokumentującymi przypadkowe odkrycie.

Rodzi się zatem pytanie i ciekawy problem do rozwiązania – kto i w jakim celu wyrył w blokach piaskowcowych napisy i tajemnicze zagłębienia?

 

 

Usunięte tynki z przyziemnej partii murów odsłoniły wtórnie użyte ciosy i płyty kamienne z XVII-wiecznego kościoła (fot. M. Ciosmak)

 

 

 

Wyryte na kamieniach napisy (fot. L. Dudziński)

 

 

Zbliżenie jednego z licznych kamiennych ciosów z wyrytymi imionami (fot. L. Dudziński)

 

 

Zbliżenie kamiennego ciosu z wyrytymi napisami osób upamiętniających swoje imiona (fot. L. Dudziński)

 

 

 

 

 

Zbliżenie ciosu z napisami – widoczne Albertus, Stańko (fot. L. Dudziński)

 

 

 

Skromna płyta epitafijna z dawnego wnętrza kościelnego, malowana białą pobiałą wapienną (fot. M. Ciosmak)

 

 

 

Fragment płyty epitafijnej z zewnętrznych murów dawnego XVII-wiecznego kościoła (fot. L. Dudziński)

 

 

 

 

Okrągłe zagłębienia w kamiennej elewacji kościoła (fot. L. Dudziński)

 

Prześledźmy zatem historię parafii w Urzędowie i ustalmy pomocne do rozwiązania tego problemu fakty.

Piśmienne materiały źródłowe odnotowują, że parafia w Urzędowie istniała już przed 1425 rokiem. Pierwotny kościół drewniany pw. św. Mikołaja wystawiony był rzekomo z fundacji Władysława Jagiełły, niestety spalony w 1499 r. w czasie najazdu Tatarów. W okresie wzrastającego rozkwitu miasta wybudowano następny, również drewniany kościół, wzniesiony z fundacji zamożnej rodziny Tęczyńskich. Kościół był stale odnawiany i rozbudowywany do tego stopnia, że w roku 1622 stanowił już – o czym świadczyć mogą nasze kamienne odkrycia – świątynię murowaną. Ale losy tej świątyni były nader tragiczne. Kościół spalony przez Kozaków w 1648 r. został w ciągu kilkunastu lat odbudowany, by następnie ulec poważnym uszkodzeniom w czasie wielkiego pożaru miasta w 1705 roku. Całkowite natomiast zniszczenie kościoła miało miejsce kilkadziesiąt lat później w czasie ponownego pożaru w 1755 roku.

Obecny kościół parafialny, późnobarokowy, pod wezwaniem św. Mikołaja i św. Otylii – jakby nie liczyć – jest właściwie czwartą budowlą sakralną w parafii urzędowskiej, po kościołach z XV, XVI i XVII wieku. Wznoszony był od 1755 r. z fundacji ks. Józefa Marszałkowskiego kanonika wojnickiego i ukończony w zasadniczym zrębie w roku 1784. Źródła odnotowują daleko zakrojoną restaurację świątyni w 1851 r. i ponowne odnowienie w latach 1880–1884. Poważnie uszkodzona bryła kościoła w czasie działań wojennych w 1915 r. została szybko tymczasowo zabezpieczona, by w spokojnych latach 1923––1925 wykonać całkowite odnowienie świątyni z nadaniem jej architektonicznego kształtu zachowanego do obecnych czasów.

W sferze naszych zainteresowań pozostanie jednak mocno przemurowany kościół siedemnastowieczny, z którym – jak się wydaje – wiążą się nasze odkrycia.

W cokołowej przyziemnej części obecnego kościoła murowanego umieszczono około 30 kamiennych ciosów lub fragmentów tablic użytych jako wtórniki po XVII-wiecznej budowli. Kamienie wykorzystano wmurowując je w dwóch warstwach, w pewnym bezładzie na równym murze ceglanym wyniesionym nieco poza ławę fundamentową. Niektóre – równe kiedyś – lica kamieni noszą ślady pobiały wapiennej co świadczy, że umiejscowione były one we wnętrzu kościelnym, może w kruchcie lub tzw. babińcu. Nie należy wykluczyć, że część kościoła przebudowanego w XVII wieku miała wnętrze eksponowane w malowanym na biało kamieniu. Gładko obrobione od strony licowej kamienie były dostosowane powierzchnią do równych płaszczyzn ścian. Większość jednak kamieni nie posiadała pobiał, co dobitnie świadczy o ich zewnętrznym zastosowaniu w murach kościoła lub pierwotnego kamiennego ogrodzenia przykościelnego cmentarza. Takiej możliwości zastosowania niektórych opisywanych kamieni wykluczyć nie można.

Na większości ciosów kamiennych występują bezładnie rozmieszczone napisy w postaci imion własnych lub inicjałów jedno- lub dwuliterowych. Napisy są już znacznie zniszczone, ale z łatwością można było odczytać takie staropolskie, a może i obce zagraniczne imiona jak: ADAM, ALBERTUS, CHRISTEL, CRYSZTOF, ERAZM, JOANNES, SALOMON, STANKO, STAPHAN i STANISLAUS, przy którym występuje również data 1623. Umiejscawia nam ona bezbłędnie historyczny okres powstawania napisów. Takie miana osobiste, nadawane noworodkom i pozostające jako miana nie rodowe, używane były dawniej powszechnie bez nazwiska w stosunkach – powiedzmy – nieurzędowych.

Umieszczanie na murach kościelnych rytych napisów imion własnych było w każdym okresie historycznym dość powszechne i miało na celu trwałe umieszczenie pamięci po np.: pracownikach służby kościelnej (ministrantach, organistach, kościelnych), a także pielgrzymach lub kupcach wędrujących szlakami handlowymi i zatrzymujących się w danej miejscowości – w naszym przypadku w Urzędowie. Należy pamiętać, że największy rozkwit Urzędowa, jako grodu handlowego, przypada właśnie na przełom XVI i XVII wieku, do czasu zniszczenia miasta przez Kozaków w 1648 roku. Właśnie z tego okresu pochodzi większość napisów na murach kościoła. Zwyczaj umieszczania napisów na murach, już nie tylko kościołów, przetrwał do czasów obecnych i przerodził się w szkodliwe i niszczące zabytki graffiti.

Innymi nośnikami po dawnych mieszkańcach Urzędowa, są dwie odsłonięte spod tynku murów kościoła, kamienne tablice epitafijne. Jedna bardzo skromna, w postaci dość nieudolnie rytego napisu SIMON PISARSKI ANO DNI 1618, poświęcona była zapewne zmarłemu obywatelowi Urzędowa. Dziwić może skromność tablicy zresztą z błędami ortograficznymi – bo w dawnych dziejach imiona i nazwiska bywały przedmiotem operacji ich nadawania. Szczególnie jeszcze w XVII wieku nazwiska kończące się na -ski były przechodnie, brał je ten, który dziedziczył majątek. A więc były to nazwiska przynależne rodzinom o wyższym statusie społecznym.

Druga tablica stanowi bez wątpienia środkową płytę inskrypcyjną pochodzącą z większej kompozycji epitafijnej, pisaną staranną antykwą, być może obramowaną kiedyś dekoracjami rzeźbiarskimi. Mocno zniszczoną łacińską sentencję z wyraźnym VIATOR (podróżnik) można z dużym prawdopodobieństwem swobodnej transpozycji przetłumaczyć jako: stań podróżniku ... proś o zbawienie duszy...? Epitafium to eksponowane w XVII wieku na zewnętrznych murach kościoła – o czym świadczy brak białej pobiały – poświęcone było zapewne zamożnemu i szanowanemu obywatelowi Urzędowa o nieznanym niestety nazwisku. Umieszczenie w sentencji „podróżnika” pozwala przypuszczać, że miasto często odwiedzane było przez przybyszów z „innych ziem”.

I jeszcze kwestia widocznych na dawnych kamieniach elewacji owych tajemniczych okrągłych miseczkowatych wgłębień. Występują one dość często na murach zabytkowych kościołów jako „znaki pokutne”. Osoba wyznająca kapłanowi grzechy w obrzędzie spowiedzi, miała wyznaczone odpowiednie formy zadośćuczynienia za popełnione przewinienia. Tak zwana „modlitwa penitenta” połączona była z żalem za grzechy. Oczyszczenie się z grzechów, raczej bardziej poważnych, miało swój widoczny znak na murach kościoła. Dowodem takiej pokuty był namacalny ślad w postaci znaku pokutnego na murze ceglanym lub kamiennym. Możemy sobie wyobrazić, że kapłan w konfesjonale po wyznaniu grzechów przez penitenta zalecał: „będziesz tak długo odmawiał zdrowaśki, aż pozostawisz palcem znak wyryty w kamieniu”. Trudno paznokciem wywiercić otwór w kamieniu, dlatego należy przypuszczać, że często ułatwiano sobie wykonywanie owych znaków przy pomocy pieniążka, medalika lub obłą częścią zbroi itp. Nie ulega jednak wątpliwości, że powszechność pozostawiania znaków pokutnych, przynajmniej na niektórych terenach, stanowiło szczególny dowód uwielbienia Boga przez penitenta.

Inne pochodzenie takich owalnych zagłębień w kamieniach kościołów przypisują niektórzy historycy śladom po wskrzeszaniu ognia potrzebnego do wypalania specjalnych petard, używanych w święto Wielkiej Nocy. Na naszych kamieniach nie widać jednak śladów zadymienia, co jednak nie wyklucza po upływie wieków takiego znaczenia owych „dziur”.

Podsumowując, przypadkowe odkrycia w kościele urzędowskim stanowią dość powszechnie stosowane materialne znaki zwyczajowych obrzędów, skupiających się wokół najważniejszego miejsca liturgii, jakim była lokalna świątynia parafialna. W przypadku Urzędowa rzucają nieco nowego światła na lokalne zwyczaje. To dopiero my, ludzie współcześni, przyznajemy im rolę aktywnych nośników pamięci. Napisy, epitafia i znaki na zabytkowych murach nie mogą być zapomniane, gdyż są świadectwem przeszłości po naszych pradziadkach i dawnych dobrych czasach dla społeczności ziemi urzędowskiej.

 

Informacja o autorze: prof. Ireneusz Płuska jest pracownikiem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |