Głos Ziemi Urzędowskiej 2006


Ksiądz Władysław Gozdalski wikarjusz parafji Krzczonów

 

Ksiądz Władysław Gozdalski urodził się dnia 22 wrześ-nia 1882 roku w Urzędowie.

Nauki początkowe pobierał w domu: poczem wstąpił do progimnazjum w Zamościu. Po ukończeniu progimnazjum pojechał na dalszą naukę do gimnazjum w Częstochowie. Tu pod wpływem cudownego miejsca i widoku licznych, masowych pielgrzymek na Jasną Górę rozbudziło się w nim powołanie do stanu duchownego. Otrzymawszy promocję do 7-ej klasy, powziął mocne postanowienie wstąpienia do seminarjum duchownego. I w roku 1901-ym wstąpił do Seminarjum Duchownego w Lublinie.

Ś. p. ksiądz Władysław był moim najserdeczniejszym i najlepszym kolegą. Jednocześnie wstąpiliśmy do seminarium i dnia jednego 8-go lipca 1906 roku wyświęciliśmy się na kapłanów.

Jest rzeczą pewną, że pokrewne dusze doskonale się rozumieją i lgną do siebie. Tak ś. p. ks. Władysław i w seminarium i w późniejszem życiu aż do zgonu obdarzał mnie swojem zaufaniem. I ja mu odpłacałem tem samem. Nie mieliśmy dla siebie sekretów.

O swoich marzeniach, zamiarach na przyszłość, wspólnie przy każdej sposobności rozmawialiśmy. Były one idealne! jakież idealne!

Kiedy w zaraniu naszej wspólnej pracy kapłańskiej obejmowaliśmy swoje pierwsze stanowiska wikarjuszy, zdawało nam się, że świat cały musimy podbić pod ideę Chrystusową.

Gdyby ci, co zajmują stanowiska kierujące znali psychologię natury ludzkiej i umieli pochwycić pewien moment w życiu podwładnego człowieka i pchnąć go na odpowiednią drogę życia, jakżeby wielkie i zbawienne korzyści poczynali czyto instytucji, czyto państwa, czyto Kościoła. Czy nieprawda? ...

Tymczasem najczęściej odgrywa tam rolę widzimisię, protekcja, osobiste porachunki, zdanie donosicieli, i intrygi i inna głupota ludzi złej woli. Jakie z tego wynikają konsekwencje, nietrudno zauważyć w życiu.

Ś. p. ksiądz Władysław namawiał mnie ciągle, byśmy wzięli jedną parafję; z początku mieliśmy pójść razem na wikarjuszy do większej parafji, potem na jedno probostwo. Ja mocno skłaniałem się do jego namów. Mieliśmy wspólnie oddawać się pracy zbożnej i stworzyć w parafji ewangeliczne Królestwo Boże. Podział pracy naszej miał być taki: Ś. p. ksiądz Władysław miał objąć w parafji kierownictwo dewocyjno – religijne – moralne, ja zaś miałem objąć kierownictwo gospodarcze – administracyjne i kulturalno – oświatowe. Taką myśl hodowaliśmy w swych głowach, czekając sposobności, by ją w czyn zamienić. Niestety! nie od nas to zależało.

Stało się gorzej. … Podłe intrygi ograniczonych, nizkich żywiołów złamały mi życie i pchnęły na inną drogę. I drogi nasze się rozeszły … choć przyjaźń nasza ani na chwilę się nie rozchodziła. On się jeszcze wciąż łudził, że czas zrobi swoje i ja powrócę do pierwotnej naszej myśli.

Tymczasem życie można nieraz bezkarnie komuś złamać, ale je naprawić jest bardzo trudno. Przytem w danym wypadku intrygi z „kliki” nie spały i nadal prowadziły swą niezaszczytną akcję.

Gdy ś. p. ksiądz Władysław otrzymał nominację na probostwo do Puchaczowa przybiegł do mnie z namową objęcia z nim razem probostwa … i odszedł ode mnie z nominacją do konsystorza, zrzekając się jej – ja nie mogłem zejść z drogi, na którą mnie gwałtem pchnięto, bo jest ponad moje siły, bo byłaby to moja zguba, a on sam nie miał jeszcze odwagi przyjąć samodzielnego stanowiska.

Ś. p. ks. Władysław pierwszą posadę wikarjuszowską otrzymał w parafji Józefów Ordynacki. Były to strony dawne unickie.

Z tej parafji przeniesiono na wikarjusza do Lubartowa, a potem do Rudna. Z Rudna przeniesiono go do Krzczonowa, gdzie przebył 7 lat.

Wszędzie gorliwie pracował na chwałę Bożą i dla dobra ludu wiejskiego. Widząc że życie ludzkie tak często odbiega od boskiej nauki Jezusa Chrystusa, a nieraz ci, których życie sprzeczne jest z ideałami boskiego Zbawcy, bez skrupułów rzucają jeszcze kamieniem w drugich, przyczem sami pokrywają się maskami, tembardziej przyjaźnił się ze mną, a nawet przejął ode mnie taktykę życia – zamknąć się i unikać w miarę możności ludzi, a w ciszy i zapomnieniu oddawać się pracy zbożnej. Ściągał mnie często do siebie, przedstawiał plany, prosił o rady i wskazówki.

Ś. p. ks. Władysław był człowiekiem poważnym, prawym, równym, umiarkowanym, sprawiedliwym (vir justus), poczciwym, bogobojnym, pobożnym, rzetelnym, pracowitym, obowiązkowym (padł ofiarą obowiązku, zaraziwszy się na tyfus plamisty, u chorych w Woli Sobieskiej), był z poświęceniem się dla sprawy Kościoła, był idealnym.

Tacy ludzie jak ś. p. ks. Władysław, są prawdziwie wielcy. Tacy wyrastają ponad ogół ludzki i tworzą jakby szczyty dla swego otoczenia. Takim szczytem dla swej parafji Krzczonowskiej (i innych parafji) był ś. p. ks. Władysław. Jakąż pustkę niezmierną odczuwać teraz będą parafianie krzczonowscy, bo ten szczyt im padł.

Pierwsze słowa, jakie słyszałem z ust wielu po jego śmierci, te były: „Szkoda, dobry człowiek!”.

Tak, dobry był człowiek!

Był on słońcem dla otoczenia, w którem przebijało się to, co stanowi piękno życia. Słońce to zaszło, lecz ciepło wspomnień zostanie w sercach tych wszystkich, którzy go znali, szczególniej parafianie, którzy świętych jego nauk słuchali. O, bo ś. p. ks. Władysław był tym zniczem, tym ogniem świętym, który rozżarza święte zasady religijne i narodowe, co nam życie opromieniają. Ś. p. ks. Władysław zawsze uczył swoich parafian gorąco miłować Boga i Ojczyznę, uczył miłować to, co zacne, co dobre, co piękne, co wzniosłe.

Szkoda, coraz takie postacie nikną nam i usuwają się z przed oczu naszych; szkoda bo takie jednostki są chlubą naszą.

Umarł ś. p. ks. Władysław we środę dn. 3-go kwietnia 1918 r. w Lublinie.

Niechże pamięć o takim nie zaginie!

Myślę, że parafianie krzczonowscy zbiorą składki i zechcą choćby skromnym pomnikiem uczcić swego kochanego księdza Władysława.

Ks. Aleksander Kozicki

 

______________

Zachowana pisownia oryginału. Wspomnienie o ks. Władysławie Gozdalskim wydrukowane zostało w czasopiśmie „Nowa Jutrzenka” Nr 15 na stronach 173 i 174.

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |