Głos Ziemi Urzędowskiej 2006


 

Jan Stanisław Kamyk Kamieński

 

 

Kamyk Kamieński Jan Stanisław s. Józefa i Janiny Odorowskiej ur. 16.VI.1950 Kraśnik, mąż Barbary Kowalskiej, ślub 28.IV.1979 w Makowie Maz.

 

Do szkoły podstawowej uczęszczałem w Kraśniku przy ul. Kościuszki w latach 1957–1964. Po jej ukończeniu w 1964 r. poszedłem do Liceum Ogólnokształcącego w Kraśniku, które w tym czasie mieściło się w dawnych budynkach poklasztornych przy ul. Klasztornej.

W liceum przez ok. 3 lata grałem na perkusji w szkolnym zespole muzycznym „Jacy tacy”. Grali w nim także koledzy z mojej klasy: Andrzej Drop (gitara, organy), Maurycy (Dzidek) Bąk (gitara bas.), Waldemar Gryta (gitara), Hieronim Tokarczyk (instrumenty perkusyjne, śpiew), Alicja Płecha (śpiew). Muzyka zawsze była moją pasją.

W mojej rodzinie talenty muzyczne występują od wielu pokoleń. Mój dziadek Franciszek grał na trąbce w orkiestrze wojskowej w carskiej armii, w domu grał na akordeonie. Ojciec także grał na trąbce w orkiestrze wojskowej 7. pułku piechoty, gdzie jednocześnie był elewem szkoły wojskowej, potem utworzył własny zespół muzyczny, który prowadził wiele lat. Brat mój, Jerzy Franciszek, był wybitnym aranżerem muzycznym związanym przez długie lata z Centralnym Artystycznym Zespołem Wojska Polskiego, gdzie jednocześnie grał na gitarze. Większość utworów muzycznych granych przez Zespół do dzisiaj jest z jego aranżacją.

Wychowawczynią naszej klasy „B” była wspaniała i niezapomniana pani prof. Stefania Wierusz-Walknowska. Po pomyślnym zdaniu matury 1968 r. zdawałem na Pomorską Akademię Medyczną oddział Stomatologii w Szczecinie. Z braku miejsc nie zostałem przyjęty.

W następnym roku 1969 zdawałem ponownie i zostałem studentem. W grudniu 1970 r. brałem udział w protestach studenckich za co omal nie zostałem relegowany z uczelni. Miałem potem sporo problemów z tego powodu. Studia trwały 5 lat. Od drugiego semestru w ramach studiów trwało tzw. wojskowe szkolenie studentów, które zakończyło się obozem wojskowym odbytym w jednostce wojskowej w Stargardzie Szczecińskim w lipcu i sierpniu 1974 r. Na obozie w ramach działalności kulturalnej stworzyliśmy zespół muzyczny, w którym to grałem na gitarze basowej. Na zakończenie obozu odbyła się nominacja na stopnie oficerskie. Otrzymałem stopień podporucznika WP. Dyplom ukończenia Pomorskiej Akademii Medycznej nr L.1196 z tytułem lekarza dentysty odebrałem w październiku 1974 r.

Pierwszą samodzielną pracę rozpocząłem w Ośrodku Zdrowia w Szastarce 15.X.1974 r. Następnie pracowałem w Ośrodku Zdrowia w Trzydniku i krótko w Przychodni Rejonowej w Janowie Lub. a od kwietnia 1978 w Makowie Maz. Tam w lipcu 1978 r. poznałem swoją przyszłą żonę Barbarę, która pracowała w szpitalu na oddziale dziecięcym jako pielęgniarka. Ślub wzięliśmy 28.IV.1979 r. w Makowie Maz. Tam urodził się nasz syn Daniel Artur. W styczniu 1982 przenieśliśmy się do pracy do Ośrodka Zdrowia w Jabłonce Kościelnej na Podlasiu, dawne woj. łomżyńskie. W tym czasie oprócz etatu w Ośrodku Zdrowia w Jabłonce Kośc. pracowałem na pół etatu w Ośrodku Zdrowia w Rosochatym Kośc. i pół etatu w OZ Kołaki Kośc. a także przez krótki czas prowadziłem wraz z kolegą prywatną praktykę w Zambrowie. W 1984 r. zdałem egzaminy na pierwszy stopień specjalizacji ze stomatologii ogólnej i w tym samym roku rozpocząłem specjalizację drugiego stopnia z protetyki.

Od 1986 r. rozpocząłem budowę domu w Kraśniku Lub. przy ul. Kościuszki. W OZ Jabłonka Kośc. pracowałem do października 1989, a w listopadzie tegoż roku wyjechałem wraz z żoną do USA. Tam od stycznia 1990 podjęliśmy pracę w Andover Nursing Home w stanie New Jersey i pracowaliśmy do czerwca 1992 r.

W czerwcu 1992 r. powróciliśmy do Polski do naszego nowego domu w Kraśniku. Od września 1992 r. otworzyłem prywatny gabinet stomatologiczny w domu, w którym to wraz z moją żoną jako asystentką pracuję do chwili obecnej (2006 r.).

Społecznie działam w kilku organizacjach regionalnych m.in. od stycznia 2001 r. jestem członkiem Kraśnickiego Towarzystwa Regionalnego i w redakcji czasopisma „Regionalista” jestem odpowiedzialny za promocję i kolportaż tegoż czasopisma. W 2003 r. zostałem wybrany do zarządu KTR i jestem jego członkiem. Działam także w Komitecie Organizacyjnym Zjazdów Absolwentów i Wychowanków Liceum Ogólnokształcącego im. T. Kościuszki w Kraśniku. Razem z innymi zajmujemy się przygotowywaniem zjazdów koleżeńskich, które odbywają się co 5 lat (VI Zjazd Absolwentów w 2003 r. w 85. rocznicę powstania szkoły).

Moje hobby to krótkofalarstwo. Zaczynałem w 1992 r. na radiu CB. W 1994 r. założyłem wraz z moją żoną Barbarą, synem Danielem i kilkoma kolegami międzynarodowy radiowy klub „White Eagle International DX Club”, którego zostałem prezesem. Funkcję tę pełnię do chwili obecnej. W najlepszym okresie klub liczył ok. 1000 członków z 53 krajów ze wszystkich kontynentów. Mój znak wywoławczy na radiu CB to 161 WE 001. Jestem także członkiem kilkunastu klubów radiowych na całym świecie. W 1995 r. zdałem egzamin na drugą kategorię krótkofalarską, a w 2000 r. na pierwszą. Mój znak krótkofalarski to SQ 8 ISK. Wykonałem tysiące łączności z operatorami na całym świecie i mam potwierdzenia tychże z ok. 150 krajów ze wszystkich kontynentów. Moje drugie hobby to wędkarstwo, na które jednak nie mam zbyt wiele czasu. Do Polskiego Związku Wędkarskiego należę od 1965 r. Bardzo lubię podróże. Oprócz Stanów Zjednoczonych, w których przebywałem kilka lat, byłem wraz z żoną i synem w wielu krajach europejskich m.in. Niemczech, Holandii, Belgii, Luksemburgu. Znam kilka języków obcych. Także jako hobby traktuję moje zainteresowania heraldyką i genealogią. Prowadzę badania nad historią i drzewem genealogicznym mojej rodziny. Dzięki temu powstaje ta „Kronika”.

W 2005 r., spełniając wolę mojego dziadka Franciszka, przywróciłem rodowe nazwisko Kamieński w naszej linii.

 

O kronice rodzinnej

Kiedy w 1965 r. mój dziadek Franciszek poprosił mnie o zanotowanie paru faktów z życia naszej rodziny, nie wydawało mi się to dobrym pomysłem. Byłem jeszcze zbyt młody, aby docenić jego chęć przekazania mi wiadomości o rodzinie. Miałem wtedy piętnaście lat i nie czułem specjalnej potrzeby kontaktu z historią. Jednak dziadek był mądry. Stopniowo, powoli zaczął opowiadać o sobie i swoich przeżyciach. A miał o czym mówić.

To właśnie od Niego usłyszałem po raz pierwszy, że nasze nazwisko rodowe brzmi Kamiński (Kamieński). Nazwisko Kamyk używane było w rodzinie, ale było ono raczej przydomkiem czy przezwiskiem. Utworzenie przydomku „Kamyk” od Kamieński czy Kamiński jest sprawą oczywistą i naturalną. Podobnie wygląda możliwość utworzenia przydomku od miejsca pochodzenia. W naszym wypadku jest to niezwykle prawdopodobne. Rodzina pochodzi z zaścianków Mazowsza, gdzie nazwy miejscowości, w których mieszkali to: Kamianka, Kamionka, Kamieńskie, Kamienie, Kamień, Kamienica. W samych zaściankach mieszkańcy nadawali sobie przydomki w celu odróżnienia się od innych członków rodziny. Bywało, że w wiosce mieszkało kilku Janów, Wojciechów czy Jakubów. Nadanie przezwiska stawało się koniecznością. Przydomek był przypuszczalnie używany tak często, że po prostu przyzwyczajano się do niego. Nierzadko stawał się nazwiskiem. Przypuszczalnie na powstanie przydomku miała także wpływ swoista moda panująca w Urzędowie, mianowicie, prawie każda rodzina miała tu jakieś przezwisko. Zdarzało się, że wiele odmian nazwiska funkcjonowało jednocześnie, także w naszej rodzinie. Czasami wychodziły z tego sytuacje paradoksalne. Bywało, że członek rodziny rodził się jako Kamieński, żenił się jako Kamyk, a umierał jako Kamiński czy też rodził się jako Kamyk a umierał jako Kamieński.

Bardzo jaskrawym tego przykładem jest członek rodziny o imieniu Leon. Urodził się w 1796 r. jako Kamieński, ożenił się po raz pierwszy w 1818 r. z Anastazją Rola jako Kamieński, po raz drugi z Katarzyną Gil jako Kamiński, po raz trzeci w 1847 r. z Marianną Krzeczowską jako Kamyk, po raz czwarty w 1848 r. z Małgorzatą Gajewską jako Kamiński a umarł w roku 1864 jako Kamyk. Bywało także, że dzieci jednego ojca nosiły trzy różne nazwiska.

Po raz pierwszy przydomek „Kamyk” spotykamy w oficjalnych dokumentach już w latach dwudziestych XVII w. Potem już prawie w każdym pokoleniu możemy spotkać trzy nazwiska występujące jednocześnie.

W pierwszej połowie XIX w. nazwisko Kamyk pojawia się bardzo rzadko zaś w drugiej, a szczególnie po powstaniu styczniowym, występuje już masowo. Spowodowane to było kilkoma przyczynami, m.in. starano się uniknąć represji ze strony władz carskich za udział członków rodziny w powstaniu a także była to ucieczka przed poborem do wojska. Oczywiście władze po pewnym czasie zorientowały się w sytuacji i wielu członków rodziny nie uniknęło służby wojskowej, m.in. mój dziadek Franciszek.

W niektórych liniach nazwisko Kamyk występuje więc ciągle od trzech, czterech czy nawet pięciu pokoleń, co czasami przy braku relacji i przekazów rodzinnych spowodowało, że niektórzy członkowie rodziny nie znali innego. W momencie, kiedy zacząłem pisać tę kronikę wiele osób z rodziny, z którymi się zetknąłem, po raz pierwszy usłyszało o tych trzech nazwiskach. Ci, którzy wyjechali z Urzędowa przed drugą połową XIX w. a także wcześniej, zachowali nazwisko Kamiński lub Kamieński. Kamyk – używane było tylko na terenie Urzędowa.

W drugiej połowie XIX i w wieku XX wystąpiła niewielka migracja rodziny i obecnie nazwisko Kamyk możemy spotkać w różnych częściach Polski a także za granicą. Jest jednak bardzo rzadkie. Z przeprowadzonych badań wynika, że jest to około 500 osób.

W latach czterdziestych XX wieku dziadek Franciszek wraz z synami podjął próbę przywrócenia rodowego nazwiska. Nic z tego nie wyszło, gdyż został wprowadzony w błąd przez urzędników Stanu Cywilnego i Starostwa w Janowie Lubelskim (tam wtedy mieściła się siedziba powiatu), którzy stwierdzili, że akta dotyczące rodziny spłonęły w pożarze. Dziadek mówił mi o tym i prosił, abym kiedyś zajął się tą sprawą. Upłynęło prawie czterdzieści lat zanim mogłem spełnić jego wolę.

Praca ta zajęła mi pięć lat i muszę stwierdzić, że ułożenie drzewa genealogicznego, czy zebranie materiałów do historii rodziny, nawet najkrótszej, nie jest czynnością prostą dla kogoś, kto nigdy wcześniej nie miał z tym nic wspólnego i nie jest historykiem czy genealogiem. Jest to bardzo żmudne i czasochłonne zbieranie dokumentów i dopasowywanie do siebie faktów. Czasami powstające luki w historii nie dają się zapełnić ze względu na brak danych. Niektóre powiązania muszą więc być hipotetyczne. Czasami trzeba oprzeć się bardziej na intuicji niż na dokumentach, bo tych po prostu nie ma. Pan Andrzej Rola-Stężycki prezes Instytutu Genealogii w Grójcu, człowiek, który zajmuje się tym zawodowo i jest niekwestionowanym autorytetem w tej dziedzinie w Polsce i za granicą, powiedział, że zrobienie drzewa genealogicznego jest jakby napisaniem pracy doktorskiej. Miał absolutną rację.

Trzeba mieć także dużo szczęścia w trakcie poszukiwania materiałów i dokumentów i trafiać na ludzi życzliwych. Ja na takich trafiłem.

W tym właśnie miejscu pragnę podziękować tym wszystkim, którzy swoją pomocą przyczynili się do powstania tej kroniki. Muszę tu wymienić wszystkich księży proboszczów parafii, w których byłem. Są to: ks. kan. Adam Sołtysiak – Popkowice, ks. Szymon Szlachta – Boby, ks. kan. Edward Kozyra – Urzędów.

Dziękuję panu Janowi Kowalowi, organiście z Urzędowa za okazaną pomoc.

Podziękowania dla rodziny bliższej i dalszej, za pomoc w zbieraniu materiałów o nich samych i ich bliskich a także za zainteresowanie, które wykazywali, a które to uświadamiało mi, że warto to robić. Był to dla mnie ogromny bodziec do pracy.

Dziękuję swojej najbliższej rodzinie – żonie Barbarze, za wykazaną ogromną cierpliwość, daleko idącą pomoc w pracach badawczych i wyrozumiałość wykazywaną przez te wszystkie lata. Mojemu synowi Danielowi za pomoc we wszelkich pracach związanych z komputerem: korektą, grafiką, skanowaniem, internetem itd.

Specjalne podziękowania dla pana Andrzeja Roli-Stężyckiego, genealoga, heraldyka i historyka, członka wielu towarzystw genealogicznych w Polsce i na świecie, za wydatną pomoc w poszukiwaniu materiałów do tej pracy a także za cenne rady, których mi udzielał w czasie całego tego okresu.

Dziękuję też panu profesorowi Marianowi Surdackiemu.

Z chwilą wydania tej kroniki nie kończy się historia rodu. Ona ciągle trwa. Może za kilka lat, kilka pokoleń, ktoś będzie chciał uzupełnić te materiały o aktualne fakty, a także o te, które ja pominąłem. Starałem się zamieścić tu nieco więcej informacji niż wymagała tego sama kronika, mimo to chcę wyraźnie podkreślić, że nie jest to praca naukowa i nigdy do takiej nie pretendowała. Kronika ta jest przeznaczona wyłącznie dla rodziny. W założeniu miało to być małe drzewo genealogiczne, sięgające kilku pokoleń, w jednej tylko linii, w celu dotarcia do nazwiska rodowego. Tak obiecałem dziadkowi. Z czasem jednak pod wpływem sugestii rodziny praca trochę się rozrosła. Nie uzurpuję sobie prawa do nieomylności, więc myślę, że mimo wielokrotnego sprawdzania, mogą się tu trafić jakieś nieścisłości, przeliterowania, czy błędy. Praca obarczona jest brakami wynikającymi ze względów obiektywnych, a także możliwości autora. Zdaję sobie sprawę z niedoskonałości tej pracy, mam jednak nadzieję, że kronika ta wzbudzi zainteresowanie członków rodziny. Być może dowiemy się czegoś nowego o nas samych, skąd pochodzimy i kim jesteśmy. Jeżeli tak się stanie, moja praca osiągnie swój cel, a satysfakcja będzie ogromna.

Jan Stanisław Kamyk Kamieński

Kraśnik, styczeń 2005

 

 

 

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |