|
||
|
||
Marek Solecki Pamięci dr. Juliana Winklera (1900–2004)
Wstęp Do napisania tego artykułu skłoniła mnie świadomość, że takich ludzi jak dr Julian Winkler już nie ma. Kto z dzisiejszego pokolenia lekarzy i nie tylko lekarzy może pochwalić się chociażby aktywnością zawodową aż do 91. roku swego życia? Kto z obecnego pokolenia jest w stanie tak jak dr Julian dożyć w zdrowiu aż do 104 lat? Dr Julian był bratem mojej babci ze strony mamy – Stefanii Rubaj mieszkającej w Budzyniu. Odkąd pamiętam, w każde wakacje przy okazji rodzinnych wyjazdów do moich dziadków ze strony ojca (repatriantów spod Zbaraża) mieszkających niedaleko Milicza, odwiedzałem wujka mojej mamy – doktora Juliana mieszkającego we Wrocławiu i tam też miałem możność posłuchać jego wspomnień i refleksji. Nieraz do Wrocławia jechała z nami moja babcia – Stefania Rubaj, najmłodsza siostra dr. Juliana, która bardzo cieszyła się ze spotkań z ukochanym bratem. Korzenie dr. Juliana Winklera Doktor Julian Winkler urodził się 30 sierpnia 1900 roku w Kozarowie koło Urzędowa w rodzinie chłopskiej. Był najstarszym z rodzeństwa liczącego 11 dzieci (pięcioro bardzo wcześnie zmarło), a po nim urodzili się: Janina (1903–1989), Sabina (1908–1923), Aleksander (1912–1987), Wacław (1913–1939) i Stefania (1916–2003) – babcia autora artykułu. Ich rodzicami byli Jan (1871–1960) i Franciszka (1876–1950) z Surdackich. Matka Juliana – Franciszka pochodziła z Bęczyna, a jej rodzicami byli Józef (1835–1885) i Teresa (z Brożków) Surdaccy. Do dziś zachował się w Bęczynie stary dom, należący obecnie do p. Alicji Skóry z Surdackich, wybudowany przez rodziców Franciszki z następującym napisem na belce sufitowej: „BŁOGOSŁAW PANIE TEN DOM DNIA 4 KWIETNIA IHS ROKU 1862 SURDACKI JÓZEF TERESA ŻONA JAN WIĘCKOSKI”. Ciekawostką w tym napisie jest odwrócona litera S w nazwisku majstra stawiającego ten dom. Pradziadkami dr. Juliana (jednocześnie praprapradziadkami autora artykułu) byli Franciszek i Marianna z Zarębów. Pradziadek dr. Juliana – Franciszek Winkler, według przekazów rodzinnych, przybył na teren Polski z Austrii i był ranny podczas powstania listopadowego. Franciszek miał dwóch synów Piotra (1844–1931) i Antoniego (1845–1934). Dziadkami dr. Juliana byli Antoni i Ludwika z Ryniewskich. Antoni Winkler trudnił się kowalstwem i rolnictwem i pochodził, tak jak jego brat, z Psiej Górki (część Urzędowa od strony Skorczyc), gdzie mieszkał do 1885 roku. W czasie powstania styczniowego wytwarzał broń dla powstańców. Antoni w 1885 roku zakupił 5 mórg ziemi w Kolonii Boby, a w 1906 roku dalszych 35 mórg po parcelacji w Kozarowie. Antoni Winkler miał trzech synów: Jana (1871–1960), Stanisława (1876–1918) i Władysława (1880–1956) – uczestnika wojny rosyjsko-japońskiej. To Jan był ojcem doktora Juliana. Nauka i I wojna światowa Młody Julian uczęszczał do szkół w Moniakach i Urzędowie. Następnie starał się o przyjęcie do gimnazjum w Lublinie, ale w carskiej Rosji nie było to łatwe w przypadku polskich dzieci. Naukę mógł kontynuować dopiero w Lubartowie, gdzie w rosyjskim progimnazjum ukończył trzy klasy. W roku 2000 dr Julian tak pisał o Urzędowie: „Mam specjalnie duży sentyment do przedmieścia Bęczyna, bo dzięki gościnności i serdeczności mojego wuja Antoniego Surdackiego zamieszkałem u wujostwa w Bęczynie przez jeden rok szkolny. Jednak droga z Bęczyna do progimnazjum do miasta była dla mnie daleka... dlatego w następnym roku zamieszkałem u kuzynów Tomaszów Kowalskich na przedmieściu Rankowskim.” W 1914 roku był świadkiem działań wojennych „bitwy kraśnickiej” i tak to wspominał: „Dnia 6 sierpnia rano 1914 roku obudził mnie huk armatni. Była to kanonada do olbrzymiego balonu w kształcie cygara. Balon–Zeppelin posuwał się powoli wysoko w powietrzu. Pociski armatnie nie dolatywały do niego, bo dymki od wybuchu bomb były widoczne w znacznej odległości od tego dziwnego pojazdu. W ten sposób zorientowałem się, że rozpoczęła się wojna. Ja w sierpniu spędzałem wakacje szkolne na wsi u rodziców. Po kilku dniach wojska rosyjskie rozlokowały się w naszej wsi Kozarów i okopały się. Po przeciwnej stronie, w odległości 1 km w Kolonii Boby, znajdowały się wojska austriackie. Miałem wtedy 14 lat. Z dziadkiem Antonim ukryliśmy się w bunkrze – w piwnicy, w odległości około 100 m od okopów. Byliśmy na pierwszej linii frontu przez 5–7 dni. W tym czasie moi rodzice z żywym inwentarzem przebywali w głębokim wąwozie, zarośniętym wysokimi drzewami i krzewami. Na frontach obu stron w dzień było słychać pojedyncze strzelanie z karabinów, a w nocy odbywała się kanonada artyleryjska. Pociski armatnie przelatywały nad nami na stanowiska przeciwnika. Również w nocy obie strony pociskami armatnimi zapalały budynki gospodarskie po stronie przeciwnej. Po pięciu dniach Rosjanie wycofali się w kierunku północnym, a na ich miejsce wstąpiły wojska austriackie. Nie lokowali się już w okopach, bo front przesunął się dalej. Austriacy byli ubrani po sportowemu, a najbardziej kolorowo wyglądały wojska węgierskie.” Po wkroczeniu na teren Lubelszczyzny wojsk austriackich cesarz monarchii austro-węgierskiej zezwolił na otwarcie polskich szkół. Pozwoliło to Julianowi wstąpić do Gimnazjum im. Hetmana Jana Zamoyskiego w Lub-linie, gdzie uczył się przez cztery lata i w 1920 roku uzyskał maturę. Tę samą szkołę ukończył w 1934 roku młodszy brat Juliana Wacław, który również uzyskał maturę. Należy zaznaczyć, że rodzice Juliana przykładali bardzo dużą uwagę do kształcenia swoich dzieci, z których większość uzyskała maturę lub małą maturę, co było fenomenem na ówczesne czasy. Wojna polsko-bolszewicka Julian brał w niej udział i tak ją wspominał: „Gdy zaczęła się wojna polsko-bolszewicka byłem w domu rodzinnym. W czasie I wojny mieszkałem na wsi i przypadkowo dowiedziałem się o krytycznej sytuacji na froncie polsko-bolszewickim, bo przecież nie było ani gazet, ani radia. Postanowiłem wstąpić do armii. Zdążyłem jeszcze dojechać pociągiem z Kraśnika do Lublina, ale w Lublinie już nie przyjmowali. Chciałem wracać do domu, niestety nie było już pociągu, więc musiałem te 50 km do rodzinnego Kozarowa przejść pieszo. Zajęło mi to półtora dnia. Musiałem się szybko pozbierać i jechać za Wisłę, żeby dostać się do wojska, bo po prawej stronie Wisły już byli bolszewicy. Pojechałem do Ostrowca Świętokrzyskiego. Zatrzymałem się u znajomych i starałem się dotrzeć do Radomia. Ale powiedziano mi, że Radom też już nie przyjmuje ochotników na żołnierzy. Pojechałem więc do Kielc i wstąpiłem do wojska jako ochotnik, żołnierz piechoty. Tam przeszedłem pierwsze wojskowe przeszkolenie, które prowadzili oficerowie armii rosyjskiej i austriackiej. Do Warszawy przywieziono nas już po 15 sierpnia. Nie wziąłem udziału w najważniejszej bitwie. Mój oddział pełnił służbę wartowniczą. 18 listopada 1920 roku Józef Piłsudski zarządził, by zwolnić z wojska wszystkich uczniów i studentów, aby mogli powrócić do nauki. Postanowiłem starać się o przyjęcie na studia. Przy przyjmowaniu na studia dokładnie kontrolowano czy rzeczywiście starający się walczył za ojczyznę.” Studia medyczne Julian początkowo studiował na Politechnice, ale do zmiany kierunku studiów namówił go kolega. Od stycznia 1921 roku studiował medycynę na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Była to pierwsza, po odzyskaniu niepodległości, polska uczelnia medyczna, a jego rocznik był również pierwszym na tej uczelni. Uczył się z książek rosyjskich i niemieckich, bo nie było ich w języku polskim. Tak wspominał okres studiów: „Warunki materialne w czasie studiów były trudne. Mieszkałem w koszarach Blocha przy moście Poniatowskiego. Nie było wówczas domów akademickich. Początkowo utrzymywałem się z żołdu wojskowego w stopniu sierżanta przez okres trzech miesięcy. Otrzymywałem również chleb wojskowy. Na dalsze utrzymywanie się zarabiałem przez dawanie korepetycji. Okresowo pracowałem jako statysta w operze warszawskiej. Będąc na III roku studiów otrzymałem przydział do jedynego domu akademickiego przy ulicy Polnej. Warunki mieszkaniowe uległy znacznej poprawie. W koszarach w jednym pomieszczeniu mieszkało od dwudziestu do czterdziestu studentów. W domu akademickim było nas czterech w jednym pokoju. Na V roku studiów pracowałem – dyżurowałem w szpitalu kolejowym na Pradze, ul. Brzeska 10. W dzień studiowałem, wieczorami i nocami dyżurowałem. W czasie wakacji pracowałem w zastępstwie dr. Łubkowskiego w Kraśniku. Tu poznałem studentkę farmacji, późniejszą moją żonę. Studia ukończyłem i otrzymałem dyplom doktora nauk medycznych w dniu 4 czerwca 1926 roku.” Ślub i pierwsza praca Dr Julian ożenił się z Marią Luzińską (1899–1967), która była farmaceutką. Ich ślub odbył się dnia 25 września 1926 r. w kościele Świętego Ducha w Lublinie. Wkrótce po tym dr Winkler został powołany, na okres sześciu miesięcy, do odbycia zasadniczej służby wojskowej w pierwszej w niepodległej Polsce Podchorążówce Sanitarnej w Szpitalu Ujazdowskim w Warszawie, po której uzyskał stopień sierżanta. Następnie został skierowany na staż lekarski do Zapasowego Okręgowego Szpitala Wojskowego w Lublinie, gdzie odbywał dalsze szkolenie. W latach 1926–1933 podjął pracę w Bełżycach. Prowadził tam prywatną praktykę oraz był lekarzem kasy chorych. Jego żona pracowała w aptece. Praca w Kraśniku do wybuchu II wojny światowej W 1934 roku dr Julian Winkler przeniósł się do Kraśnika Lubelskiego, gdzie pozostał z rodziną do sierpnia 1945 roku. Tam mieszkał przy ulicy Piłsudskiego 19 (nr telefonu 21) i prowadził prywatną praktykę przy ulicy Krakowskiej 4 (nr telefonu 22) oraz pracował jako lekarz ubezpieczalni społecznej. W tym czasie dr Julian pozostawał w ciągłym kontakcie z rodziną z Kozarowa oraz ze swoją najmłodszą siostrą – Stefanią Rubaj z Budzynia. (Po II wojnie Stefania często odwiedzała swego brata – doktora Julka we Wrocławiu, nawet po 2000 roku). Doktor Julian leczył również właścicielkę majątku ziemskiego w Popkowicach – panią Piasecką, a także pracowników rolnych majątku i miejscowego browaru. Przed wojną rodzina Winklerów przyjaźniła się z rodzinami pp.: Kamińskich, Pasiecznych, Kopciów, Mazurków z Kraśnika oraz Dzikowskich z Urzędowa i Skorczyc. Szczególne więzy łączyły doktora z księdzem Stanisławem Zielińskim. 15 maja 1939 roku dr Julian został prezesem oddziału PCK w Kraśniku. Kampania wrześniowa Wybuchła II wojna światowa, a w jednej z jej bitew pod Iłżą 9 września 1939 roku zginął młodszy brat doktora porucznik 51. Pułku Piechoty – Wacław Winkler. Informacja o miejscu pochówku por. Wacława na cmentarzu wojskowym w Iłży dotarła do rodziny dopiero po 20 latach od zakończenia wojny. Tak dr Julian wspominał swój udział w II wojnie światowej: „5 września zostałem zmobilizowany. Zgłosiłem się w Lublinie do Zapasowego Szpitala Okręgowego i stamtąd zgodnie z rozkazem posuwałem się z własnym oddziałem sanitarnym do Kowla. Dotarliśmy tam 17 września. Z radia dowiedziałem się, że wojska radzieckie przekroczyły polską granicę. Jednostki, które znalazły się na tym co my terenie, kierowały się do Rumunii. Zorientowałem się, że to daleko i dotarcie do granicy rumuńskiej przed Armią Czerwoną jest nierealne. Zatrzymałem więc swój oddział i zapytałem o zdanie sanitariuszy. Zgodzili się ze mną, że należy pójść na zachód, nie na wschód. Ta decyzja uratowała mnie od śmierci w lesie katyńskim. Wtedy wszyscy mieliśmy w uszach słowa Stalina podawane w polskim radiu tuż przed wybuchem wojny. Zapowiadał zemstę na Polakach za 1920 rok. Wycofałem się z moim oddziałem na zachód w kierunku Chełma Lubelskiego, a potem Lublina. W swoim oddziale miałem Polaków, wielu Żydów i Ukraińców. W lesie pod Łęczną zatrzymałem oddział i właśnie wtedy dostaliśmy wiadomość, że Warszawa się poddała. Nie mieliśmy żadnego dobrego wyjścia. Z jednej strony Niemcy, z drugiej – bolszewicy. Oddział jednogłośnie zdecydował, że powinniśmy się rozwiązać. Mieszkańcom tej wsi zaofiarowaliśmy nasze podwody – konie i wozy. Oni dali cywilne ubrania wszystkim żołnierzom. Broń zabezpieczyliśmy i zakopaliśmy, bo przypuszczałem, że przyda się partyzantom. Pieniądze oddziału kazałem rozdzielić między wszystkich żołnierzy. Oddział rozproszył się, każdy poszedł w swoją stronę. Ja z oficerami pojechałem do sąsiedniego majątku ziemskiego w Mełgwi. We dworze dostaliśmy ubrania cywilne. Stamtąd, już tylko z dwoma oficerami, usiłowałem dotrzeć do Kraśnika Lubelskiego, z którego na początku września ruszyłem na wojnę.” W czasie drogi powrotnej dr Julian dzięki swej czujności uniknął aresztowania, a było to tak: „W cywilnych ubraniach wracaliśmy do Kraśnika. Zorientowałem się, że niebezpiecznie będzie dalej podróżować w trzech mężczyzn na jednym wozie. Zatrzymaliśmy duży drabiniasty wóz dworski, którym jechały trzy panie. Poprosiliśmy jedną z nich do naszego wozu, a jeden z oficerów przesiadł się do tamtego. W trakcie dalszej podróży niemiecki patrol wojskowy kontrolował nasze buty na nogach, na szczęście wszyscy mieliśmy cywilne obuwie. W ten sposób Niemcy kontrolowali i wyłapywali wojskowych mężczyzn. Ruszyliśmy w dalszą drogę do Kraśnika. Zajechaliśmy wszyscy, cały czas jadąc tam w dwa wozy.” Okres okupacji niemieckiej i działalność w PCK W październiku 1939 roku dr Julian został mianowany pełnomocnikiem Zarządu Głównego PCK w Warszawie. Oprócz pracy lekarskiej opiekował się rodzinami wysiedlonymi z woj. poznańskiego i Pomorza, korespondował z jeńcami wojennymi w oflagach i stalagach i organizował wysyłanie paczek żywnościowych do tych obozów. Otaczał opieką również rodziny jeńców wojennych. W tym czasie w Kraśniku w domach okolicznych mieszkańców znalazło schronienie wiele wysiedlonych rodzin z innych części kraju, przykładowo w domu siostry doktora – Stefanii Rubaj w Budzyniu przebywała rodzina pp. Jaskulskich z Poznańskiego. Dr Julian tak wspominał tamten okres: „Dnia 2.X.1939 r. t. j. w czasie okupacji został rozwiązany Zarząd Oddziału PCK w Kraśniku. Jako dotychczasowy prezes tego Oddziału zostałem mianowany Pełnomocnikiem Zarządu Głównego PCK w Warszawie. Przez cały okres okupacji przetrwałem na tym stanowisku. Praca moja polegała na zbieraniu i udzielaniu informacji o zaginionych w czasie wojny, na wysyłaniu paczek żywnościowych do jeńców naszych, znajdujących się w stalagach i oflagach na terenie Niemiec. Następnie przyjmowałem ofiary w gotówce i naturze. Zebraną gotówkę protokólarnie przekazywałem co miesiąc do Zarządu Głównego PCK w Warszawie, ofiary w naturze były rozdzielane pomiędzy wysiedlonych z terenów województwa poznańskiego. Pracę kancelaryjną prowadziła bezinteresownie p. Helena Płaczek... W m. czerwcu 1943 Niemcy przeprowadzili akcję pacyfikacyjną koło Zamościa i Krasnegostawu. Z tych terenów internowali na terenie fabryki Kraśnik–Budzyń około 5000 mężczyzn. Ponieważ miejscowe RGO nie było w stanie zorganizować skutecznej pomocy dla internowanych miejscowe społeczeństwo oraz delegaci z Zamościa i Krasnegostawu zwrócili się do mnie o pomoc celem ratowania internowanych od głodu. Wtedy zleciłem p. Helenie Płaczek wyjednanie zezwolenia u Gestapo na dowóz przez PCK żywności dla internowanych. Niemcy milcząco zezwolili. Dzięki sprytowi i dużej inicjatywie p. H. Płaczek dowoziliśmy dla 5 tysięcy internowanych przez 14 dni codziennie po 32 wozy żywności. W ten sposób uratowaliśmy od głodu, a może w niektórych wypadkach i od głodowej śmierci, obóz w Budzyniu.” Dr Julian zawsze podkreślał, że pomoc mieszkańców okolicznych wiosek w tym zakresie była ogromna. Dostarczali oni na ten cel wiele furmanek żywności. Były to między innymi ziemniaki, warzywa. Przydała się również perfekcyjna znajomość języka niemieckiego przez p. Helenę Płaczek w pertraktacjach z Gestapo. Te wszystkie obowiązki pochłaniały doktora Juliana bez reszty. Na początku okupacji dr Julian uniknął aresztowania, a ten fakt tak wspominał: „Nawet w tych okrutnych czasach szczęście mnie nie opuszczało. Niemcy zabierali z domów oficerów polskich do oflagu. Gdy przyszli do mnie byłem u pacjenta. Czekali na mój powrót w domu. Kiedy sąsiedzi się o tym dowiedzieli, tłumnie przybyli pod dom tłumacząc że lekarz jest im potrzebny, więc nie należy mnie zabierać. To przekonało okupantów i pozostałem... Podczas wojny nie związałem się z konspiracją. Zwrócił się wprawdzie do mnie człowiek z ulotkami, namawiając do wstąpienia do organizacji, którą reprezentował, ale nie budził zaufania. Wyjaśniłem, że jestem oficerem, lekarzem i jestem dokładnie obserwowany. Poza tym mam rodzinę, dzieci i nie mogę ich narażać. Ale przede wszystkim odmówiłem, dlatego że moja intuicja podpowiadała mi, abym z nim nie wiązał bliższych kontaktów. Niestety, nie wszyscy byli ostrożni. Człowiek ten okazał się niemieckim prowokatorem i już po trzech dniach od mojej odmowy zostali aresztowani lekarz i adwokat, którzy mu uwierzyli.” W październiku 1939 roku dr Julian został skierowany przez Ubezpieczalnię na kurs przeciwgruźliczy do Otwocka. Był jednym z dziesięciu lekarzy z województwa lubelskiego. Po powrocie z kursu zorganizował poradnię przeciwgruźliczą w Kraśniku i tak to wspominał: „Otrzymałem od Niemców aparaturę rentgenowską Siemensa do zdjęć i prześwietleń płuc, aparaturę do laboratorium. Kraśnik uzyskał specjalistyczną poradnię. Z poradni tej korzystali pacjenci miejscowi i zamiejscowi. W czasie wycofywania się Niemców z Kraśnika, starosta zarządził rozmontowanie i wywiezienie Rentgena. Zamaskowałem skrzynie, w których miał być przewieziony Rentgen. W ten sposób uratowałem to cenne urządzenie.” W czasie okupacji, z powodu niemiecko brzmiącego nazwiska Winkler, Niemcy chcieli, by dr Julian przeszedł na ich stronę. Podobne naciski były również wywierane na rodzinę doktora z Kozarowa. Jednak oczekiwania Niemców spełzły na niczym wobec stanowczego sprzeciwu Winklerów, którzy zawsze byli patriotami. Wyzwolenie Okres wyzwolenia Kraśnika spod okupacji niemieckiej przez wojska radzieckie dr Julian wspominał w dwóch relacjach: „Gdy przyszli Sowieci, w ciągu dwóch tygodni kazali mi zorganizować stację krwiodawstwa, aby mieć źródło tego leku dla szpitali frontowych. Groźbą i krzykiem usiłowali wymusić na mnie natychmiastowe dostarczanie krwi. Jakoś udało mi się przeżyć bez poznania lochów KGB”. „W 1944 r. w czasie frontu nad Wisłą było dużo rannych wśród ludności cywilnej, nie byli oni przyjmowani przez szpitale wojskowe. W tym czasie w Kraśniku było 10 szpitali wojennych. Zaistniała konieczność założenia prowizorycznego szpitala PCK. Założyłem szpital. Początkowo mieścił się w barakach w okolicy młyna wodnego. Następnie przeniosłem szpital do budynku dwupiętrowego przy ul. Kościuszki, przy zbiegu z ul. Piłsudskiego. W tych ciężkich warunkach, z konieczności byli przyjmowani pacjenci chorzy na tyfus brzuszny, plamisty i ranni. W szpitalu były kontrole ze strony władz radzieckich. Prowadzenie szpitala, leczenie chorych wymagało wielkiego poświęcenia i wielu godzin pracy. Szpital ten prowadziłem w Kraśniku do czasu wyjazdu do Wrocławia w 1945 r. – pracowałem honorowo”. Doktor Julian był dyrektorem i ordynatorem tego szpitala od 3 sierpnia 1944 roku. Szpital ten mieścił się w budynku zakupionym od braci Rozenbuszów (obecnie w tym budynku mieści się Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Kraśniku). Dr Julian wspominał, że po niedługim czasie od dokonania transakcji zgłosiła się do niego pewna osoba, pragnąca odzyskać budynek, przedstawiając mu jakieś papiery. Jednak, po okazaniu przez dr. Juliana dokumentów zakupu budynku od ostatnich właścicieli, osoba ta musiała zrezygnować z dalszych roszczeń. Wyjazd z Kraśnika na Ziemie Zachodnie W sierpniu 1945 roku doktor Julian Winkler wyjechał do Wrocławia. Pragnął wziąć udział w odbudowie miasta i organizowaniu miejscowej służby zdrowia. Chciał również zapewnić swoim córkom odpowiednie wykształcenie. Początki jego pobytu na Dolnym Śląsku były bardzo ciężkie. Wrocław był zniszczony w 85%. Trzy miesiące po kapitulacji miasto ciągle płonęło. Rosyjskie wojska podpalały domy, kościoły i budynki publiczne. Doktor zamieszkał z rodziną przy ulicy Piastowskiej. W tej samej kamienicy, dwa piętra wyżej, zamieszkała jego siostra – Janina Kubiś wraz ze swoim synem Zbigniewem. Dr Julian po przyjeździe do Wrocławia zgłosił się do Wydziału Zdrowia, gdzie zaproponowano mu pracę. Rozpoczął ją 1 września 1945 roku. Tak to wspominał: „Zacząłem pracować w szpitalu św. Jerzego przy ulicy Rydygiera. Był to szpital sióstr boromeuszek, wspaniale wyposażony. Sowieci go nie ograbili. Ocalał dzięki felczerowi, który dotarł do Wrocławia razem z wojskami frontowymi i z własnej woli pilnował szpitalnego dobytku. Drzwi były zamknięte, a dobijających się Moskali przekupywał butelką wina z jakichś szpitalnych zapasów. W zupełności ich to zadowalało i odchodzili. Gdy szpital odwiedził prof. Falkiewicz, zazdrościł nam tego luksusu, bo kliniki miały dużo gorsze wyposażenie. Dyrektorem w Szpitalu św. Jerzego był dermatolog dr Górny, ja objąłem obowiązki ordynatora oddziału internistycznego.” W tym szpitalu dr Julian pracował 5 lat. W latach 1946–1947 był adiunktem w Klinice Gruźlicy Akademii Medycznej we Wrocławiu i tak to wspominał: „Klinikę organizowałem i urządzałem wspólnie z profesorem Skibińskim. Przez pewien czas, gdy profesor wyjechał do Szwecji, prowadziłem ją właściwie sam. Niestety, bardzo trudno było mi pogodzić pracę w szpitalu i klinice. Poza tym zawsze wolałem być przy pacjentach”. Z Kliniki Gruźlicy z powodu zbyt niskich zarobków odszedł na własną prośbę, a na swoje miejsce zaproponował dr. Garnuszewskiego. W 1950 roku dr Julian sprowadził rodziców z Kozarowa do swojego mieszkania we Wrocławiu. Od 1 października 1950 roku został ordynatorem Oddziału Gruźlicy Płuc w Szpitalu im. Kazimierza Dłuskiego (dawniej sióstr elżbietanek) we Wrocławiu przy ul. Grabiszyńskiej, gdzie pracował do 1971 roku. Szpital ten był doskonale zorganizowany, a siostry posiadały tak dużą wiedzę i doświadczenie, że niejednokrotnie podpowiadały lekarzom co robić. Szpital rozwijał się i powiększał i został przemianowany na Dolnośląskie Centrum Gruźlicy i Chorób Płuc, a następnie został również poszerzony o centrum onkologiczne. Z tego okresu bardzo miło wspomina dr. Juliana ówczesna studentka medycyny, a obecnie emerytowany lekarz ftyzjatra p. Danuta Solecka z Blachowni, którą wraz z grupą innych studentów dr Julian wprowadzał w arkana pracy lekarskiej z radiologii i chorób płuc u dzieci. Dr Julian równocześnie z pracą w szpitalu organizował Miejską Poradnię Przeciwgruźliczą przy ul. Sienkiewicza, a w latach 60. był jej kierownikiem. W czasach głębokiej komuny miał jakieś zatargi z miejscowym aparatem partyjnym, co zaważyło na jego stanowisku kierownika Miejskiej Poradni Przeciwgruźliczej, ale dr Julian nie chciał o tym wiele mówić. Tak to jednak wspominał: „Musiałem zrezygnować z tego stanowiska, bo nie podobałem się pewnym partyjnym decydentom. Ja nigdy nie angażowałem się w politykę, interesowała mnie tylko moja praca”. W Miejskiej Poradni Przeciwgruźliczej dr Julian pracował jeszcze po przejściu na emeryturę na pół etatu do 1991 roku czyli do 91. roku swego życia. Podczas swojej pracy zawodowej we Wrocławiu dr Julian szkolił wielu lekarzy, dla których był wzorem. W latach 1956–1968 był również biegłym sądowym w Okręgowym Sądzie Ubezpieczeń Społecznych we Wrocławiu z dziedziny pulmonologii. Od 1955 do 1970 roku prowadził prywatny gabinet lekarski w swoim mieszkaniu. Składał również wizyty domowe pacjentom. Dr Julian doczekał się trzech córek, które należycie wykształcił: Krystyna (ur. 1927 r. w Lublinie) – farmaceutka, Elżbieta (ur. 1928 r. w Bełżycach) – adwokat, Maria (ur. 1938 r. w Kraśniku) – mgr pedagogiki. Doczekał się również 6 wnuków (z których część kontynuuje tradycje lekarskie) i 13 prawnuków. Jubileusz 100-lecia W roku 2000 dr Julian Winkler obchodził wielki jubileusz 100-lecia swoich urodzin. W tym czasie w prasie wrocławskiej ukazało się wiele artykułów poświęconych życiu dr. Juliana. W dniu 3 września 2000 roku odbył się czteropokoleniowy zjazd rodzinny poprzedzony mszą świętą dziękczynną prowadzoną przez ks. prob. Huberta Daniela w koncelebrze ks. Stanisława Orzechowskiego. Przed mszą św. został odczytany list z Watykanu. Kres długiego życia Dr Julian Winkler zmarł 15 lipca 2004 roku. Został pochowany 22 lipca tegoż roku na cmentarzu przy ul. Bujwida we Wrocławiu. Mszę żałobną w koncelebrze odprawił ks. Stanisław Orzechowski – były pacjent dr. Juliana. Podsumowanie Dr Julian Winkler żył 104 lata, przeżył I i II wojnę światową, brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej, uczestniczył w kampanii wrześniowej. Dr Julian był bardzo skromnym człowiekiem. Nigdy nie liczył na zaszczyty i wysokie stanowiska, ale na pamięć i dobre imię. Dr Julian Winkler został uhonorowany wieloma nagrodami i odznaczeniami, w tym: Złotym Krzyżem Zasługi za pracę w służbie zdrowia, złotą odznaką Zasłużony dla Województwa i Miasta Wrocławia, Krzyżem Obrońców Ojczyzny za udział w wojnie w 1920 roku, Krzyżem Weteranów Walk o Niepodległość, Medalem za Udział w Wojnie 1939 roku, odznaką za wzorową pracę w służbie zdrowia. Za udział w wojnie polsko-bolszewickiej otrzymał awans ze stopnia porucznika na stopień kapitana Wojska Polskiego. Pytany w jaki sposób dożył tylu lat odpowiadał: „Dlaczego dożyłem 100 lat? Wiele się na to złożyło. Pochodzę z długowiecznej rodziny. Mój dziadek i ojciec dożyli 89 lat. Nigdy nie paliłem papierosów i nie piłem wódki, na odrobinę dobrego wina pozwalałem sobie bardzo rzadko. Jadłem normalnie, wszystko, bez szczególnej diety.” Dr Julian do lat 80. swego życia uprawiał ogródek działkowy. Lubił dużo spacerować. Zawsze, niezależnie od pory roku wietrzył swój gabinet. Praktycznie do końca swego życia był aktywny i niezależny, sam załatwiał sprawy urzędowe i robił zakupy. Miał fenomenalną pamięć. Całe życie był patriotą, żył w myśl hasła: „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Był bardzo religijny, na msze św. udawał się spacerkiem mając nawet sto kilka lat. Kochał rodzinę i swoje „Małe Ojczyzny”. Martwił się o los Polski w przyszłości. Do końca życia interesował się życiem mieszkańców Kozarowa, Bobów, Urzędowa i Kraśnika. Cieszył się, że powstało Towarzystwo Ziemi Urzędowskiej. Twierdził, że tak należy spłacać dług wdzięczności, a młodsze pokolenia Polaków zapoznawać z historią ziemi ojczystej. Zawsze mówił, że należy żyć nie tylko dla siebie, ale i dla innych. Niech pamięć o Wielkim Człowieku pozostanie w naszych sercach i umysłach. Kochajmy Pana Boga, Ojczyznę i ludzi – jak to czynił dr Julian Winkler. Opracowano na podstawie: 1. Wielu rozmów z dr. J. Winklerem (bratem babci autora opracowania – Stefanii Rubaj) z wykorzystaniem jego dokumentacji. 2. Julian Winkler, Wspomnienia lekarza – seniora dr. Juliana Winklera – Zeszyt 8, 1997, Towarzystwa Ziemi Urzędowskiej pt. Śladami Marcina z Urzędowa. 3. Julian Winkler, Wspomnienia świadka XX wieku. „Głos Ziemi Urzędowskiej 2000”. 4. Wojciech Szymański, Wrocławski supersenior, „Słowo Polskie”, 20–21 maja 2000. 5. Elżbieta Pomorska, Czasem miałem w życiu szczęście – mówi dr n. med. Julian Winkler, „MEDIUM”, wrzesień 2000. 6. Teresa Solecka, Pamięci dr. Juliana Winklera – wspomnienia.
Autor z dr. Julianem Winklerem
Stefania Rubaj z dr. Julianem
Brat autora – Piotr, p. Alicja Skóra i autor pod belką z 1862 roku.
Julian (z prawej) z kolegą w progimnazjum w Lubartowie
Bitwa kraśnicka – u góry sterowiec obserwowany przez Juliana
Por. Wacław Winkler
Dr Julian w czasie pracy w szpitalu
|
||
|
||
|