Głos Ziemi Urzędowskiej 2003


Elżbieta Kuśmiderska

To była wspaniała kobieta...

U babci „na górkach” (Zakościelne) piło się bawarkę. Jej smak i zapach pamiętam do dziś. I choć wychowałam się w domu rodzinnym przy ulicy Wodnej, często przebywałam u swoich dziadków.

Dom rodziców mojego ojca przyciągał jak magnes. Nie tylko mnie. Był „otwarty”, choć niewielki, ale zawsze lśniący czystością. Spotykałam w nim sąsiadów i znajomych dziadka i babci – nierzadko ludzi oryginalnych, jak np. Pan Gałkowski z Rynku, który zwykł zwracać się do mojej babci mówiąc: „Całuję rączki Wandeczko”. Patrząc wstecz, mogę z dumą powiedzieć, że to osobowość nieżyjącej już od 32 lat kobiety sprawiała, że każdy, kto przekroczył próg jej mieszkania czuł się wspaniale, był mile widziany. To do „Wandzi” przychodzono z prośbą, aby napisała list do krewnych mieszkających w Ameryce. Ona stawiała bańki przeziębionym. Do niej udawano się, gdy zachorowało dziecko. Sztukę leczenia ziołami przekazała jej matka Franciszka. Wielu oczekiwało od niej porady w ważnej sprawie.

Przypominam sobie wieczór, gdy opiekowała się moim małym bratem Michałem. Choć dziecko płakało do późnej nocy, cierpliwie utulała je do snu. Innym razem piastowała chorą na zapalenie oskrzeli moją siostrę Izabelę. Czyniła to z poświęceniem i zaangażowaniem. Toteż ojciec mojej matki, Mikołaj Surdacki powiedział: „To anioł, nie kobieta”.

Dla mnie Babcia Wandzia była i jest autorytetem. Szacunkiem darzyły ją synowe. Wyróżniała się spośród innych wielką, wrodzoną kulturą osobistą. Ta kobieta to uosobienie dobroci i szlachetności. W osądach ludzi była powściągliwa. Cechowała ją tajemniczość. Była inna... i dlatego lubiłam przebywać w jej towarzystwie. W naszym urzędowskim środowisku nie spotykałam takich kobiet.

W latach siedemdziesiątych próbowałam zbadać korzenie ze strony babci. Niestety, było to trudne. Obecnie udało mi się trafić na ślady moich przodków, choć nie wszystko jeszcze zostało wyjaśnione.

Otóż ród matki mojego ojca wywodzi się z Zamojszczyzny, z kresów. Wanda Kuśmiderska z domu Holc urodziła się w Chojnie parafia Pawłów, koło Rejowca Fabrycznego. Wychowała się w patriotycznej atmosferze domu ziemiańskiego Aleksandra Dziewickiego. Dwór tego dziedzica znajdował się (i istnieje do dziś) przy trasie Lublin–Chełm. W tym domu Wanda odebrała staranne wychowanie i elementarne wykształcenie: biegle władała językiem rosyjskim, nauczyła się sztuki haftu i szycia.

Przed I wojną światową rodzina Holców znalazła się w Urzędowie. Mieszkali w Bęczynie, na przedmieściu Zakościelnym i przy ulicy Podwalnej. Wandzia Holcówna uczęszczała do Progimnazjum w Urzędowie i otrzymywała stypendium. Będąc młodą dziewczyną, pracowała jako nauczycielka. Miała uprawnienia do tajnego nauczania pod zaborem rosyjskim. Zajęcia prowadziła w swoim domu. Do niej przychodzili, chcący się uczyć mali urzędowianie, m.in. Magdalena Surdacka (po mężu Jagiełło) i Franciszek Kapalski, który został księdzem. Mój ojciec mówił, że na lekcje do jego matki uczęszczali starsi chłopcy, którzy później kontynuowali naukę w gimnazjach i seminariach. Wielu z nich powiększyło grono księży wywodzących się z Urzędowa. Babcia uczestniczyła w wielu uroczystościach święceń kapłańskich, na które zapraszali ją byli uczniowie. Jej pracę śledzili żandarmi carscy. Jednak byli tacy, którzy chronili ją przed aresztowaniem. Otóż pewnej nocy zjawili się w jej domu ludzie, którzy po kryjomu wywieźli ją w nieznane, nie informując o tym nawet jej matki. Tym miejscem były Bełżyce. Wkrótce i tam okresowo kontynuowała pracę oświatową. Podczas rozmowy z babcią dowiedziałam się, że uczyła również dzieci w Ratoszynie. Podkreślała, że w razie nieoczekiwanej kontroli ze strony władz carskich, polecała dzieciom chować polskie książki w specjalnej skrytce pod podłogą i wykonywać prace ręczne. Ucząc w Ratoszynie, Wanda przygotowywała do Progimnazjum w Urzędowie trzech uczniów: Bolesława Wieczorka późniejszego absolwenta Akademii Medycznej w Wilnie, Leona Wieczorka po latach studenta KUL-u, Władysława Świżka, który ukończył Seminarium Duchowne w Krakowie. Na uwagę zasługuje fakt, iż wtedy, gdy ksiądz Władysław pracował w parafii wadowickiej, Karol Wojtyła był tam ministrantem. Później Władysław Świżek został przeorem klasztoru Cystersów w Jędrzejowie. Po latach napisał w swoim pamiętniku: „W zimie 1913 roku »działacze oświatowi« sprowadzili specjalną nauczycielkę z sąsiedniego miasteczka Urzędowa – Wandę Holc. Z tym rokiem łączą się moje dwa silne przeżycia. Pewnego dnia mówiła nam panna Wanda o grobach królewskich na Wawelu, o księciu Józefie Poniatowskim, który skoczył w nurty rzeki, by ratować honor Polaków, o Tadeuszu Kościuszce, co w chłopskiej przysięgał sukmanie, walcząc o wolność Polski, o Wandzie, co nie chciała Niemca: »Lepiej skoczyć w nurty Wisły niż mieć cudzoziemca«. Ta pogadanka obudziła moją świadomość narodową. Z radością pomyślałem sobie: »Była Polska, miała sławnych królów, miała wielkich bohaterów miłujących Polskę, co za jej honor i wolność oddawali życie«”.

Wanda Holc krzewiła idee patriotyczne nie tylko w szkole. Ponieważ wspaniale haftowała, uczyła tej sztuki inne kobiety. Pod jej okiem, przy pomocy Sabiny Pomykalskiej i Wiktorii Wojtuszkiewicz powstał sztandar, na którym widnieje hasło: „Żyj swobodo! Polsko żyj!”. Poniżej znajduje się orzeł w koronie, pod nim daty: „1863, 22 stycznia 1916 r. L. K. dla P.O.W.” Został on ufundowany przez Ligę Kobiet z Urzędowa i wręczony POW 26 grudnia 1916 r. (powołuję się na artykuł pana Tadeusza Mocha).

Chodząc z tym sztandarem po Urzędowie, werbowano chłopców do Legionów Józefa Piłsudskiego. Na ten sztandar składano w tajemnicy, w urzędowskim kościele, przysięgę na wierność ojczyźnie. Ten sztandar towarzyszył urzędowiakom wyruszającym na wojnę bolszewicką.

26 maja 1970 roku w Dzień Matki, w kraśnickim szpitalu zgasła na zawsze Wanda Kuśmiderska z domu Holc, która osierociła siedmioro dzieci. Chociaż była niezamożna, dzieliła się chlebem z matką, siostrą i siostrzenicą. Mimo trosk, jakie towarzyszyły jej od kołyski, zawsze była człowiekiem w pełni tego słowa znaczeniu. Ceremonię pogrzebową odprawił ojciec Klemens w asyście księdza kanonika Franciszka Kapalskiego i księdza Aleksandra Bacy. Były uczeń nad grobem zmarłej powtórzył to, co napisał w swoim pamiętniku. Podkreślił, jak wielką rolę odegrała w jego życiu przed laty panna Wanda Holc, nauczycielka z Urzędowa. W mojej pamięci pozostała Babcia Wandzia jako niezwykła kobieta i święta osoba.

 

Fot.:

Wanda Holc (z lewej) z koleżanką Wiktorią Wojtuszkiewicz

Uczeń Wandy Holc – Władysław Świżek jako o. Klemens, przeor klasztoru Cystersów w Jędrzejowie

Sztandar, który haftowała Wanda Holc (1916 r.)

 

 

|   Strona główna   |    Powrót   |    Do góry   |